poniedziałek, 17 listopada 2008

Czulent.


Trwa Festiwal Kuchni Żydowskiej i jak zwykle przy takich okazjach mogę nauczyć się czegoś nowego. Tym razem dowiedziałam się, że robiony już przeze mnie gulasz, który robię w wielu odsłonach, jest jednym z typowych dań kuchni żydowskiej. Jedynym elementem przygotowania tej potrawy, która była dla mnie nowa (i zresztą nie zastosowałam jej z braku niezawodnego piekarnika) było duszenie czulentu w piecu przez 24 godziny. Zwyczaj ten wziął się z zakazu gotowania na ogniu w Szabas, w związku z tym gulasz szykowano dzień wcześniej i pozostawiano aby dogotował się przez noc w rozgrzanym piecu lub w stygnącym piecu chlebowym.

Odmian tego dania, jest wiele, a nawet pewnie tyle co gospodyń go przyrządzających. Jest więc czulent mięsny, z ziemniakami, z knedlem czy kaszą. Ja swój czulent przygotowałam opierając się na przepisie z książki Katarzyny Pospieszyńskiej "Cymes, czyli kuchnia żydowska i przepisy kulinarne Izraela", ale zmodyfikowałam go trochę o niezbędne moim zdaniem dodatki, jak marchewka, listek laurowy i ziele angielskie. Myślę jednak, że moje danie nadal pozostaje w tradycyjnym nurcie i gdyby tylko jeszcze było przygotowane z koszernego mięsa i dochodziłoby samo w piecu to mogłoby znaleźć się na szabasowym stole.


Czulent mięsny

Składniki:
2 szklanki fasoli "Jaś"
3 łyżki tłuszczu
1 1/2 kg wołowiny (najlepiej mostku, ale ja tym razem użyłam udźca)
3 duże cebule, posiekane
2 duże marchewki, obrane i pokrojone w duże kawałki
2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki mielonego pieprzu
1/2 łyżeczki startego imbiru
2 listki laurowe
3 ziarenka ziela angielskiego
1 łyżka papryki słodkiej
1 1/3 szklanki kaszy "perłówki"
2 łyżki mąki (ja nie dałam, gdyż moim zdaniem wystarczająca do zagęszczenia jest perłówka)
wrzątek

Przygotowanie: Na noc namoczyłam umytą fasolę. Mięso obsmażyłam na tłuszczu. Ja zwykle kroję mięso na dosyć duże kawałki, ale można zostawić je w 2 lub 3 częściach. Po obsmażeniu na patelni przełożyłam mięso do brytfanki. Na pozostałym tłuszczu podgrzałam cebulę, tylko po to by delikatnie puściła sok, abym mogła wszystkie smaczne przypalonki z mięsa razem z nią dorzucić do brytfanki. Po cebuli w formie wylądowała marchewka, fasola, przyprawy i na koniec kasza perłówka. Całość zalałam wrzątkiem, tak by woda przykryła składniki na 3 cm (ja mam zbyt małą brytfankę, więc u mnie się udało tylko na ok. 1 1/2 cm, dlatego po ok. 1 1/2 godzinie pieczenia zwykle dolewam trochę wrzątku). Najbardziej charakterystyczne w pieczeniu czulentu jest czas i temperatura. W tradycyjnym ujęciu piecze się go przez 24 godziny w piekarniku nagrzanym do 100-120 stopni Celsiusa. Ja jednak nigdy się jeszcze nie zdecydowałam na tak długie pozostawienie piekarnika samego, więc zwykle piekę w 170 stopniach przez 3-4 godziny.

Jeśli zostawiam mięso w jednym kawałku, to przed podaniem kroję je na porcje. Podaję z sosem i surówką, np. z marchwi lub z buraczków.

Smacznego.

8 komentarzy:

Agata Chmielewska (Kurczak) pisze...

o ja ile roboty ;) a dobre chociaż?
kuchnia żydowska coś za trudna dla mnie ;)

Tilianara pisze...

Ależ nie! To bardzo proste, tylko wymaga zaplanowania :) Dzień wcześniej wystarczy namoczyć fasolę, a na drugi dzień tylko wszystko wrzucić do brytfanki, do piekarnika i zapomnieć :) Smakuje wybornie. Idealne na zimne dni :)

Anonimowy pisze...

Też mamy tę książkę na którą się powołujesz i nawet ją ostatnio przeglądałem. Jakoś nie zachwyciły mnie zamieszczone tam przepisy, choć jak teraz patrzę na ten Twój czulent to zmieniam zdanie;-)Pozdrawiam.

Tilianara pisze...

To prawda, do niej trzeba trochę dorzucić od siebie. Nie zastosowałam oryginalnego przepisu, gdyż moim zdaniem byłby zbyt ... smutny :)

ptasia pisze...

Tili, właśnie planuję zrobić czulent, opierając się na książce, którą wszyscy mamy ;) i Claudii Roden, i właśnie wygooglowałam Twoją wersję (na 1szej stronie wyników!). Jeśli sądzisz, że pani Pospieszyńska ma smutny przepis, to ten Claudii jest chyba jeszcze bardziej :)), choć ogólnie bardzo, bardzo podobny.
Choć też wydaje mi się ubogi w dodatki, to chyba spróbuję tylko doprawić papryką (ale wędzoną :) i imbirem, zobaczymy, jak wyjdzie.

Tilianara pisze...

Ptasiu, taki czulent z papryką wędzoną i imbirem musi być rewelacyjny :) Już nie mogę doczekać się aż zobaczę go u Ciebie i pewnie sama go też skopiuję :)

ptasia pisze...

Tili, jest na blogu - wreszcie wrzuciłam :)

Tilianara pisze...

Widziałam, pierwsza klasa, Ptasiu :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...