środa, 28 stycznia 2009

OBIAD.


Chrupki, limonkowy z maślanym akcentem, pełnym ziołowego aromatu, w dali czuć lekką ostrość pieprzu kajeńskiego, otoczony słodko-ostrymi szalotkami, pięknie przyrumienionymi, pachnącymi rozmarynem, melasą i gorczycą ... to był mój pierwszy OBIAD, a raczej tak miał wyglądać w swoim założeniu. Nie był to zwykły posiłek, nie był to tylko obiad, nie był to nawet Obiad. Właśnie tego łososia przygotowałam po raz pierwszy zupełnie samodzielnie. Gdybym wiedziała wtedy jak cenne i ważne stanie się dla mnie gotowanie, czy wybrałabym inne, bardziej szczególne danie, aby móc je pamiętać? Z całą pewnością, NIE.


Wprawdzie tamten dzień jest teraz tak odległy, że prawie zacierają się już obrazy dawno minionej kuchni, malutkiej, gorącej, ale ukochanej, w domu który był azylem. Niewprawnie, pełna obaw odcinałam skórę łososia, wyciągałam ości pęsetą, by na koniec mieć koszmarnie pokancerowany kawałek ryby, zamarynowany w nieznanych mi zupełnie płynach. W garnuszku przypalały się małe cebulki, kupione zamiast obco brzmiących szalotek, które w efekcie wylądowały w śmietniku, tak niesmaczne jak tylko sobie to można wyobrazić.


A jednak ten łosoś położony na zbyt wilgotnym kuskusie, z naprędce pokrojonym pomidorem był wtedy dla mnie wykwintnym i wspaniałym posiłkiem. Teraz, gdy powracam do niego myślami, wciąż czuję jego smak tak wyraźnie jak siedem lat temu. Obce płyny stały się oswojonymi przyprawami, z którymi zaprzyjaźniłam się w mojej kuchni już nie raz, szalotki poznane i polubione, stały się wybornym dodatkiem do tej ryby. Przepis zmieniałam już niezliczoną ilość razy, a jednak pozostaje on dla mnie wciąż ten sam, nieśmiertelny ... tak jak dla mojej pamięci nieśmiertelny pozostanie już zawsze tamten OBIAD.

Łosoś w sezamowej skorupce
(2 porcje)

Składniki:
40 dag filetu z łososia, bez skóry i ości, podzielony na 4 części
1 łyżka sosu sojowego
sok z 1 limonki
1/2 łyżeczki oleju sezamowego
1 łyżka oliwy
świeżo zmielony pieprz zielony
ok. 2 łyżki sezamu jasnego i czarnego

Przygotowanie: Po oczyszczeniu ryby włożyłam ją do marynaty z sosu sojowego, soku z limonki i oliwy na 1 godzinę. Ułożyłam rybę w żaroodpornym naczyniu, doprawiłam pieprzem. Posypałam sezamem tak by utworzył od góry panierkę. Piekłam w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsiusa przez 8-10 minut. Podałam z limonkowym masłem ziołowym.

Limonkowe masło ziołowe

Składniki:
50 g masła (ja dałam margarynę bez tłuszczów trans)
sok z 1 limonki
1 łyżka drobno posiekanej natki pietruszki/kolendry
świeżo starty imbir (ilość zależna od upodobań, ja dałam ok. 6 cm)
1 łyżka drobno posiekanego tymianku (około 1/3 doniczki)
szczypta pieprzu kajeńskiego

Przygotowanie: W misce blendera połączyłam wszystkie składniki, zmiksowałam i przełożyłam do naczynia, które można wkładać do zamrażalki. Pozostawiłam w zamrażalce na przynajmniej godzinę. Jeśli użyjemy margaryny to ona się tylko trochę zestali, a nie zrobi zupełnie twarda jak masło.

Ważne: Na tą porcję ryby wystarczy masła zrobionego z połowy porcji. Ja zrobiłam więcej, gdyż później użyłam go jeszcze do innego dania. Takie masło można przechowywać w zamrażalniku do miesiąca.

Szalotki w rozmarynowym syropie
(2 porcje)

Składniki:
10 średnich szalotek
1 łyżka margaryny bez tłuszczów trans
1 łyżka musztardy Dijon lub francuskiej
1/2 łyżki melasy/miodu
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżeczka utartego na proszek suszonego rozmarynu
1 łyżka sezamu

Przygotowanie: W garnku zagotowałam wodę i wrzuciłam nieobrane szalotki. Gotowałam je przez 5 minut, po czym wyjęłam i lekko przestudziłam. Obrałam i ucięłam końcówki. W malutkim rondelku, takim by wszystkie szalotki leżały obok siebie na dnie i zajmowały całe dno, rozgrzałam masło, musztardę, melasę i sos sojowy. Wrzuciłam szalotki, posypałam rozmarynem i sezamem i często mieszając (poruszaniem rondelka, bez odkrywania pokrywki) dusiłam przez 5 minut. Potem smażyłam bez przykrycia (wciąż często mieszając, tym razem łyżką) jeszcze ok. 10 minut, aż sos zgęstniał i oblepił cebulki, które się przyrumieniły.

Źródło inspiracji: "Gotowe w 30 minut. 300 pysznych dań na każdą okazję" wydawnictwa Reader's Digest

Smacznego.

16 komentarzy:

kasiaaaa24 pisze...

To ja się wpraszam na obiad :) Za rybami nie przepadam, ale co łosoś to łosoś :) Pychotkaaaa :)

Gosia Oczko pisze...

Noo na pierwszy obiad łosoś - zaszalałaś. Mój pierwszy raz, to krupnik był, a pierwsze ciasto - śliwkowy murzynek :)

Zdrówka!

Agata Chmielewska (Kurczak) pisze...

jak zwykle piękny opis...
ja nawet nie pamiętam swojego pierwszego obiadu, nie zwracałam na to uwagi...

powiedz mi co to za sos sezamowy? a nie olej?

atina pisze...

Zjadłabym taki obiadek:)

Tilianara pisze...

Kasiu24, to prawda, co łosoś to łosoś :) Zapraszam :)

Oczko, ja wtedy dwie książki kucharskie miałam i zero pojęcia o gotowaniu i wtedy każde danie, nawet schabowy wydawał mi się wyzwaniem :)

Aga, dzięki Złotko :* Ja z pewnych powodów od tych siedmiu lat zapamiętuję wszystkie takie pierwsze razy i bardzo je sobie cenię :) A ten sos sezamowy już na olej zmieniłam - pomyłka oczywiście i dzięki za uważne czytanie :*

Atinko, zapraszam w takim razie :)

Majana pisze...

Och Tili, z chęcią bym taki obiadek zjadła! :)) Smaku mi narobiłaś, nawet o takiej porze ;)
Cudne zdjęcia.
Całuski :**

Ps. Czy już lepiej się czujesz Tiliuś ?

grumko pisze...

Mój pierwszy raz był bardziej prozaiczny, bo była to kuchnia kawalerska i na pierwszy ogień poszła jajecznica ze szczypiorkiem;-) Ty widzę zaczęłaś od razu od wysokiego C;-) Też bym chętnie zjadł taki obiadek.

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

Jak zdrowie? :)

Obiad przesliczny!

PS pozwoliłam sobie dodac Twa stronę do ulubionych :)

Małgoś pisze...

Nooo, ja tez zaniemówiłam, że pierwszy własny obiad i łosoś! Hihi, ja to się bałam do ręki wziąć surowe..., więc pierwsze obiady były bardziej makaroniarsko - sosowe.
Tili, czy teraz po latach - ten sam łosoś bardziej smakuje? :)

Olalala pisze...

Tili, świetnie wybrana potrawa na debiut! Pysznie wygląda :). Choć na tym wilgotnym kuskusie rybka, pokancerowana, też musiała mieć swój urok ;).
Pozdrówka

An-na pisze...

Zeżarło mi komentarz! Nic to, napiszę tylko, że ja za najtrudniejsze do ugotowania uważałam kiedyś zupy!

Tilianara pisze...

Majanko, bo bo łososia to nie trudno smaka narobić :) Ja sama sobie robię na niego smaka jak na niego patrzę :)

Grumko, jajecznica to danie zarezerwowane dla mojego męża - nikt nie robi tak doskonałej jajecznicy jak on :)))

Aniu, eee zdrówko niestety dalej leży, tak jak i ja ;) Dziękuję za to przemiłe wyróżnienie :) I ja zaglądam do Ciebie regularnie i mam Cię w ulubionych :)))

Małgosiu, pewnie że bardziej smakuje, ale smak tamtego będzie mi już zawsze towarzyszył ... tak to już jest z tymi pierwszymi razami :)))

Olalala, hihihi ja wtedy byłam z niej dumna jak paw i szczerze mówiąc to myślałam, że nieźle sobie z nią poradziłam ;p Dopiero po pewnym czasie i wraz z większym doświadczeniem widzę, jak to było niedoskonałe, ale ponieważ większość obiadu i tak była zjadliwa to i wtedy i teraz uznałam ten obiad za doskonały :)))

An-na, buuu nie wiem co się dzieje z komentarzami, już któraś osoba pisze mi że zeżarło jej komentarz :( A co do trudności dań, to ja wtedy uważałam, że ryby to najprostsze dania do przygotowania bo tak mało składników zwykle jest w przepisie, rzadko marynuje się też długo ryby, no i co ważniejsze nie miał ten łosoś panierki, a panierka to było moje utrapienie, bo zawsze odpadała ;p A zupy nadal uważam za najtrudniejsze, bo zwykle z małej ilości składników trzeba wyczarować coś wspaniałego - najtrudniej tworzyć coś pięknego, a jednocześnie smacznego i pięknego :)))

kasiac pisze...

Tili, bardzo cenne są takie wspomnienia. Pamiętam swój pierszy ugotowany obiad jako mężatki - zapiekanka makaronowa z tuńczyka i szarlotka. To zresztą była ta szarlotka, którą upiekłam, jak mój wtedy przyszły mąż przyszedł do mnie do domu po raz pierwszy. Tą samą szarlotkę, tylko dużo wcześniej piekła moja mama dla taty:)

Tilianara pisze...

Kasiu, tak to wspaniałe wspomnienia i lubię je kolekcjonować :) potem gdy je się taką - jak i Ciebie - szarlotkę zawsze już będzie smakować inaczej, wspanialej :)
Bezpiecznej podróży i miłych ferii :*

Agata Chmielewska (Kurczak) pisze...

Tiliuś zapamiętuj zapamiętuj, bo masz przynajmniej co wspominać, bo ja pamiętam tylko te złe rzeczy, głównie tylko je...:( a tego wspominać nie bardzo chcę

Tilianara pisze...

Aga, no nie mów, a wypadu do Warszawy, czy naszych dwóch do Torunia to już nie pamiętasz :))) Oj, pamiętasz też i te dobre :))) Buziaczki i ściskam Cię mocno na dobry humorek :***

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...