niedziela, 4 stycznia 2009

Prawdziwa Rozpusta, czyli Roscon de Reyes z Weekendowej Piekarni #13


Weekendowa Piekarnia rozpoczęła się u mnie bardzo wcześnie, gdyż już w piątek razem z Oczko zaczęłyśmy od stworzenia pierwszego zaproponowanego przez Tatter chlebka. Roscon de Reyes jest słodkim chlebkiem, bardziej przypominającym trochę bardziej zbite ciasto drożdżowe z bakaliami, o boskich wręcz aromatach kwiatu pomarańczy, dopełnioną nutą brandy. Zjedzone na śniadanie lub na deser po posiłku, przyjemnie pozwala przedłużyć Święta, tym bardziej jak wspomina się przemiłe podwójnie wspólne pieczenie - zarówno w czasie blogowej Weekendowej Piekarni jak i rzeczywistego pieczenia we dwie ... a może już niedługo we trzy ;-p

Ale od początku ...

Przygotowanie chlebka na pierwszy rzut "oczka" nie nastręczało żadnych problemów, jednak gdy w odpowiednim momencie zaczęłyśmy łączyć ciasto z masłem utartym z cukrem zwątpiłyśmy, że doprowadzimy je do stanu, o którym będzie można powiedzieć "gładkie i elastyczne". Najpierw wyrabiałyśmy trochę na blacie, ale okrutnie się nam rozlewało na wszystkie strony, więc zebrałyśmy całą mieszaninę do miski i zaczęłyśmy znęcać się nad ciastem ... czyli w miarę możliwości podnosić ciasto i uderzać nim o dno miski, co z grubsza można by nazwać metodą Bertineta, a raczej metodą Bertineta alla Tili i Oczko.

Już po kilku minutach zaczęłyśmy widzieć rezultaty naszych starań i z wypiekami na twarzy, zarówno od zmęczenia jak i obaw, tłukłyśmy ciastem o ścianki miski, aby po kilku minutach przenieść je na blat i tam kontynuować cały proceder. Obie uderzając ciastem o blat stołu, stwierdziłyśmy zgodnie, że ma to same zalety - pozwala uwolnić emocje, ćwiczy ręce i nadgarstki, a przede wszystkim sprawia niesamowite wrażenie, gdy z paciaji, której za nic nie nazwałybyśmy ciastem na chleb, powstaje zwarte, gładkie i coraz bardziej elastyczne chlebowe ciasto.

Kiedy już stwierdziłyśmy, że ciasto jest wystarczająco elastyczne i gładkie, a przede wszystkim nie lepiące do palców, ułożyłyśmy nasze kule w miskach, by pozwolić im wyrosnąć. Moja kicia, Briczolla, była nam z początku wdzięczna za ten czas ciszy, ale gdy tylko odpoczęłyśmy postanowiłyśmy, że Hirek i Ptaszynki powinny zapoznać się bliżej z Briczollą. Spotkanie przebiegło w bardzo spokojnej atmosferze, gdyż kocica starała się ignorować małych, skrzydlatych intruzów ... no chyba że zbytnio zbliżyły się do jej pyszczka, ale wtedy bohaterski Hirek wkroczył i rozdzielił towarzystwo.


Ale wracając do pieczenia chleba. Roscon de Reyes jest pyszny i na prawdę wart zrobienia go samodzielnie w domu. Wprawdzie nasze chlebki wyszły trochę oklapłe, gdyż niestety zrobiłyśmy błąd chcąc upiec je jednocześnie w moim kapryśnym piekarniku. A muszę zaznaczyć, że każda z nas robiła z pełnej porcji, więc trochę tego ciasta było. Wieńce bardzo ładnie wyrosły, więc i w piecu powinno dać się im odpowiednią przestrzeń, by gorące powietrze mogło wokół nich krążyć i dopieszczać je. Nawet jednak, mimo że trochę oklapły, również od zbyt dużej ilości owoców jakie na nie nałożyłyśmy, kromka takiego chlebka na śniadanie, sama lub z twarożkiem jest doskonałym początkiem dnia, a z masłem i miodem jest prawdziwą rozpustą.


Oryginalny przepis znajdziecie tutaj, a już zaraz pojawią się inne moje chlebki, które szczególnie spodobały mi się ostatnimi czasy i za które chciałabym podziękować ich autorkom, więc dzisiaj jest u mnie niedzielna piekarnia :-)

Roscon de Reyes

Składniki:
450 g białej pszennej mąki chlebowej (użyłam typ 750)
1/2 łyżeczki soli
20 g świeżych drożdży
70 ml letniej wody
70 ml letniego mleka
75 g masła
75 g drobnego cukru
2 łyżeczki skorki startej z cytryny
2 łyżeczki skorki startej z pomarańczy
2 jajka
1 łyżka brandy lub koniaku
1 łyżeczka wody z kwiatu pomarańczy

1 czysta mała moneta (dałyśmy 1 zł. w obawie, by mniejsza moneta nie została połknięta) lub ziarno suszonej fasoli
1 roztrzepane białko do smarowania wierzchu chleba
garść mieszanych suszonych i kandyzowanych owoców i skorek (dałyśmy ze dwie garście rodzynek, żurawin, posiekanych moreli i to było trochę za dużo)
płatki migdałowe
(Wszyscy posiadający foremkę do savarin mogą ją wykorzystać do upieczenia tego chleba.)

Przygotowanie: Do dużej miski należy przesiać mąkę z solą (my sól wsypałyśmy na brzegach, by nie miała dostępu do drożdży), na środku zrobić ręka (lub łyżką, bo wygodniej potem zdjąć ciasto z łyżki niż z palców) dołek. Mleko połączyć z wodą i rozprowadzić w nich drożdże. Miksturę wlać do dołka i wmieszać tyle maki, aby powstał zaczyn gęstości kwaśnej śmietany. Miskę zakryć folia i zostawić na 20 minut.

W innej misce masło (mikserem) ubić z cukrem, aż masa stanie się miękka i kremowa.

Do miski z mąką i zaczynem dodać skórkę starta z cytrusów, jajka, brandy i wodę z kwiatu pomarańczy. Wszystko dobrze połączyć. Następnie wyrobić dość gładkie ciasto. Dodawać stopniowo masło z cukrem. Ciasto ma być gładkie i elastyczne (my składałyśmy je w sposób podobny do metody Bertineta, co zajęło nam ok. 15 minut). Miskę dokładnie przykryć folią i zostawić w cieple na 1 1/2 godziny, do podwojenia objętości.

Wyrośnięte ciasto odgazować i raz jeszcze delikatnie zagnieść (najlepiej w serii kilku złożeń) dodając w tym czasie monetę (sparzoną!) lub fasolkę. Następnie ciasto rozwałkować w długi pasek 66x13cm, który należy zwinąć wzdłuż długiego boku (jak Swiss roll). Końce rolady połączyć ze sobą tak, aby utworzył się okrągły wieniec. Ułożyć go na przygotowanej blasze złączeniem w dół i zostawić pod przykryciem do wyrośnięcia na 1-1 1/2godziny.


Piec rozgrzać do 180C. Wierzch wieńca posmarować białkiem i posypać owocami i skorka, delikatnie wciskając je w ciasto. Posypać płatkami migdałowymi i piec 30-35 minut. (Nie należy przesadzać z ilością owoców na wierzchu, bo ciasto w czasie pieczenia trochę opada od ich ciężaru i dobrze jest wcześniej namoczyć, albo posmarować olejem bakalie, by się nie spiekły zbyt mocno).


A tak to zabawiały się nasze ptaszki - Hirek z Tilio i Faire, gdy myślały że ich nie widzimy. Jak widać Hirek skakał od gniazdka do gniazdka i pewnikiem miał z tego wiele "makaronowej" uciechy ... ciekawe co na to Majanowa Matka Chrzestna? Czy cieszy się, że pewnikiem na Wielkanoc wyjdą z tego jakieś słodkie jajka i zostanie Babcią? ;-)

Smacznego.



12 komentarzy:

kasiac pisze...

no no no...ale sie napracowałyście! Tyle pięknych wypieków! Ja też zrobiłam roscon de reyes, tylko ozdoby mi pospadały w trakcie pieczenia i musiałam je po upieczeniu "przykleić" na lukier:) a raczej zrobiło to moje dziecko:)

Agata Chmielewska (Kurczak) pisze...

podziwiam Waszą wiedzę i uiejętnosci , naprawdę, ja nawet nie wiedziałabym, że sól ma się trzymać daleko od drożdzy ;)

Gosia Oczko pisze...

"makaronowa uciecha" hihi ;)))

Fajnie to wszystko opisałaś Moja Droga :))

Zgłaszać się mam u Tatter?

buziaki!

Tilianara pisze...

Kasiu, widziałam Twój chlebek i śliczny jest :)

Aga, wszystko jest kwestią czasu i zyskiwanego doświadczenia, bardzo smacznego doświadczenia :)))

Oczko, jeszcze raz Ci dziękuję za wspólną zabawę - i naszą i ptaszkową :))) A zgłaszać się należy u Margot :)

Buźka :*

Gosia Oczko pisze...

Tiluś, tylko ja na blogu Alicji nigdzie nie mogę znaleźć żadnego @...Weź no mnie helpnij, bo ja jakaś zamotana jestem...

Tilianara pisze...

Oczko, pewnie wystarczy jak napiszesz w komentarzu, ale ja też zwykle wysyłam na ten adres: margot11(at)gazeta.pl

Jest już drugi chlebek z Weekendowej Piekarni i ostatni już dzisiaj, a ja idę spać, bo padam na pyszczek :) Buźka :*

margot pisze...

Normalnie ,jestem pod wrażeniem tyle pieczywa i wszystko wzorcowe
zemfiroczku taki adres jak pisze Tilianara
pozdrawiam

atina pisze...

Śliczne chlebki Wam wyszły:) Pozdrawiam serdecznie

Tilianara pisze...

Margot, Atino, dziękuję :)
Pozdrawiam wieczornie i miłych senków życzę :)

Majana pisze...

Tili, ja dopiero do kompa usiadłam na chwilkę, a tu widzę tyle nowych wpisów i nawet pytanie do mnie - chrzestnej mamci jest hi hi ;))
Oj, nie wiem czy chcę zostać babcią w tak młodym przecież jeszcze wieku, ale jesli "babcia"ptaszków to owszem :)))
Sliczne zdjęcia, piękna praca, cudowne te Wasze wience! :)
Podziwiam sobie z daleka i wzdycham, ze ja nie umiem takich piec.
Och Tili a jakie piękne gniazdka miały ptaszynki, nie dziwie sie , ze Hirek nie mogl sie na jedną zdecydowac hi hi , makaronowa uciecha musiała być super he he ;))
Pozdrawiam i całusy wieczorne :***

Tilianara pisze...

Majanko, ten chlebek to takie bardziej ciasto drożdżowe niż chlebek per se, a że do tego jeszcze rolę gniazdek spełniał to jest cudowny pod wieloma względami :)))

Buziaki młoda, ptaszkowa Babciu :*** hihihi

Małgoś pisze...

Ha! Tili, jestem pod wrażeniem tego co wyprawiałyście z ciastem. ;-) Mnie takie harce nie przyszły do głowy i niestety konsystencja ciasta pozostawiała wieeele do życzenia. Chyba jednak wolę drożdżowe wypieki, które są łatwe, miłe i niewymagające poświęceń. ;-))

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...