Kiedy kilka lat temu studiowałam jeszcze prawo, była to moja ulubiona sentencja łacińska - daj mi fakty, a ja dam czy raczej przyznam Ci prawo, innymi słowy udowodnij, a ja wymierzę sprawiedliwość. Jak zabawnie jest, gdy coś tak oderwanego od kulinarnych stron życia jak łacińskie prawidło, napotykamy właśnie w kuchni. Gdyż to właśnie ten sam schemat logiczny nasuwa się na myśl, gdy zagniatamy kruche czy półkruche ciasta. Ze składników, które z początku nie wiele mają ze sobą wspólnego, nie chcą się łączyć w żadną całość, powoli, pod wpływem pracy naszych rąk, naszej determinacji i cierpliwości powstaje gładkie i spoiste ciasto, powstaje całość.
Kiedy sięgam pamięcią do pierwszego roku moich studiów, nie mogę nie pamiętać siadania przed wydziałem z kserówkami do historii Polski czy z kazusami z prawa rzymskiego, dyskusji nad testamentem i wydziedziczeniem, ale nie mogę też zapomnieć tych kilku wizyt w "Czułym Barbarzyńcy" z szarlotką na talerzyku, koleżanką i ploteczkami wydziałowymi albo i sama w przerwie między jednym wykładem a ćwiczeniami z notatkami czy gazetką na kolanach.
Kiedy wczoraj przeczytałam u Ani o wizycie w Czułym, o Aktiviście, powróciły przyjemne wspomnienia i powstała chęć by trochę je przybliżyć, znów posmakować tego słońca prażącego nas na murku, tych kręgli w podziemiach wydziału czy właśnie tej wspaniałej szarlotki. Nie pamiętałam już jaką formę miało to ciasto, nie pamiętałam zestawu smaków, ale pamiętałam kwaskowatość jabłek i rodzynki, więc to z nich uczyniłam mojego przewodnika. Doprawiłam moje wspominki teraźniejszymi smakami i gdy po wieczornym wypadzie po zakupy, uzbrojeni w pudełko pysznych lodów waniliowych Movenpicka wróciliśmy do domu, mogliśmy rozkoszować się wybornym, kruchym ciastem, kwaskowatymi i mocno aromatycznymi jabłkami, wspomnieniami ...
Kiedy ...
Superkrucha szarlotka
Składniki:
300g mąki
2-3 łyżki zmiksowanych migdałów
1/2 szklanki cukru (pół na pół własny waniliowy drobny i brązowy)
200 g masła
10g świeżych drożdży
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
3 żółtka
1 kg jabłek szara reneta
1 łyżka cynamonu
1/2-3/4 łyżki kardamonu
1 łyżka cukru waniliowego
ok. 2 cm startego zamrożonego imbiru
garść wiórek kokosowych
2 garście rodzynek sułtanek
Przygotowanie: Piekarnik nagrzałam do 190 stopni Celsjusza. Z mąki, migdałów, cukru, masła, drożdży, proszku do pieczenia i żółtek zagniotłam ciasto. 1/3 ciasta od razu włożyłam do zamrażalnika (do pół godziny) a w tym czasie przygotowałam resztę ciasta, tzn. 2/3 ciasta wyłożyłam na blachę (wielkości 24 cm x 24 cm) i podpiekłam przez 10-15 minut. W tym czasie starłam jabłka na tarce, doprawiłam je dużą ilością cynamonu, niewiele mniejszą ilością kardamonu, wiórkami kokosowymi, imbirem i rodzynkami sułtankami. Na podpieczony i lekko przestudzony spód (tak, by całość przygotowań nie zajęła wiecej niż 30 minut leżakowania 1/3 ciasta w zamrażalniku) wyłożyłam doprawione jabłka i na tarce o grubych oczkach starłam zamrożone ciasto, równomiernie je rozkładając. Wstawiłam do piekarnika i piekłam ok. 40-50 minut. U mnie powinnam była pod koniec pieczenia położyć na cieście folię aluminiową, by się za bardzo nie zbrązowiło ciasto, ale jeśli ktoś woli ciemniejszą szarlotkę, to można to pominąć.
Źródło: Blog Majanki "Majanowe pieczenie"
Smacznego.
23 komentarze:
ale to pięknie napisałaś
smaki ze szczyptą wspomnień są najwspanialsze
a to ostatnie zdjęcie z lodami i widelczykiem tak kusi..
:-)
Witaj Tili w ten czwartkowy dzionek :) Pięknie opisałaś swoje wspomnienia, bardzo lubię Cię czytać :))
Szarlotka wygląda wspaniale, a z lodami, mniam, normalnie bosko!
Nie ma to jak szarlotka, kwaskowość jabłek, słodycz rodzynek i orientalność cynamonu.
Pyszności!
Cieszę się,ze skorzystałaś z tego przepisu, który umieściłam na swoim blogu :))
Pozdrawiam i zyczę miłego ciepłego dnia:))
Majana
witaj.U mnie też szarlotka dzisiaj króluje na stole (chociaż powinnam napisać pół-króluje,bo połowa już gdzieś zniknęła)Super ciacho na taka pogodę jak dzisiaj.
Tiliuś już niedługo znów poczujesz uroki studiowania :)
a szarlotka wyszła boska!
Cholercia, napisałąm taki długi komentarz i mi przepadł!
W skrócie: prawo studiowałam, pr. rzymskie uwielbiałam, a szarlotke w Czułym jadłam i sie nią zachwycałam. Niestety, szarlotki juz nie ma, prawa od roku nie studiuję... Za to na pocieszenie w Czułym jest naprawdę pyszny sernik z malinami :)))
POzdarwiam Cie, Tili!
To ja tak wspominam sałatkę krabową w Audimaksie i kanapki z jajkiem w Col. Iur. II ;o)
Do Czułego i na kręgle nie chadzałam, bo nie było jakoś czasu...
A z sentencji uwielbiałam i uwielbiam Gutta cavat lapidem, no vi, sed saepe cadendo... Głównie z uwagi na rytm ;o)
Ciekawe nadzienie :) Podoba mi sie!
No dobrze, a ten Czuły to w stolicy, tak? :) Pytam z ciekawości, bo moje wspomnienia studenckie chyba mniej "czułe", za to bardziej zakręcone. ;-)
Tili, cudna szarlotka :)! Mmm, chyba nie muszę mówić, że zjadłabym kawałek... Wygląda przepysznie, a te zdjęcia tak kuszą ;). Mniam!
Poszaleliście z tymi szarlotkami, gdzie się nie obejrzę, to się jabłka do mnie śmieją - ale za to smacznie śmieją ;)
Jak na moje cytatowe zboczenie przystało - uwielbiam czytać sentencje. Dzięki! A co to za kniga? Jestem nią żywo zainteresowana ;)
Acha! Szykuje się warszawsko - toruńska nocka ;))) To już pewne! ;))
Witam, ślicznie się prezentuje Twoja szarlotka, z takimi składnikami musi obłędnie pachnieć :) Pozdrawiam
Ja obecnie studiuję prawo ( 4 semestr przede mną) i wiem jedno. Już mam takie "smaki", które ja będę wspominać ze studenckich czasów.
A szarlotka jutro do wypróbowania.
Ugotujmy, to prawda, choć tutaj to były raczej wspomnienia ze szczyptą smaków :)
Majanko, dziękuję Ci bardzo i za miłe słowa i za rewelacyjny przepis :)
Kawusiu, to prawda, w taki szarobury dzień od razu przyjemnie nastraja po powrocie do domku :)
Aga, wiem, choć już nie tak jak wtedy :) Jak wrócę na studia to pewnie na zaoczne i na prywatne a nie UW :) Teraz inne priorytetowe plany się zbliżają :)
Aniu, przykro mi, że straciłaś komentarz :( A co do studiów, to i ja uwielbiałam prawo rzymskie - chodziłam na dwa ćwiczenia i do Urbanika i do księdza i gdybym miała czas to pewnie chodziłabym na wszystkie możliwe ;p Tak uwielbiałam rzym że nawet korepetycje z niego dawałam, a z zerówki 6 dostałam mmmm to był najdłuższy i najwspanialszy egzamin jaki miałam - trwał 1,5 godziny i był bardziej dyskusją niż sprawdzianem :))) Szkoda, że szarlotki w Czułym już nie ma, za to chyba będę musiała się wybrać na ten serniczek :)
Pinos, ... sic homo doctus fit non vi sed saepe studendo - tak maksyma wspaniała, a tak rzadko spotykana wśród studentów prawa ;ppp za to boleśnie przypominana przed egzaminami :)))
A co do sałatek w Audimaxie, to ja ich nie jadałam jak się po jednej - z tuńczykiem - kiedyś pochorowałam ;) ale kanapki z jajkiem w CI II to wcinałam - najczęściej w przerwie speca z Wojtaszek-Mik z umów dystrybucyjnych :)))
Bellaaa, cieszę się i dziękuję :)
Małgosiu, tak w Stolicy, niedaleko wydziału na Lipowej i nowego BUW :) A co do czułych wspomnień, to i moje ze studiów nie zawsze czułe, szczególnie jeśli chodzi o pewną wredną flądrę z dziekanatu ;ppp
Olalala, jeśli kuszą, to czekam aż skuszą :)))
Oczko, ja bym Ci tej nocki nie przepuściła Dziewczyno ;ppp A książkę pokaże jak wpadniesz ... jak śliwka w kompot, czyli do mojej kuchni szczęścia :)))
Nina, witaj :) Dawno Cię nie widziałam :) Mam nadzieję, że skoro już zawitałaś to zdrówko już w lepszym stanie :) Ściskam Cię mocno i kawałek szarlotki wirtualnie podsyłam :)
Aneczko, drugi rok to bajka, ale i katorga - u mnie był cywil, karne, admin, konstytucja, międzynarody, spece i ćwiczenia z unii - po pierwszym roku, który był ogromnie luzacki to był prawdziwy nawał, ale i tak było wspaniale :) Wtedy też głównie powstawały moje notatki, z których potem cały rok, a nawet i następne korzystały, więc jak widać dało się to wszystko jakoś pogodzić :))) Ehhh, to były czasy :)))
inne plany, ale równie absorbujące i godne uwagi ;)
Tili... mnie także smaki nierozerwalnie kojarzą się z sytuacjami, momentami w moim życiu, zdarzeniami, atmosferą czasem z pogodą lub porą roku...tak już jest, że życie to oprócz mniej lub bardziej istotnych zdarzeń i wydarzeń, jest właśnie smakami, aurą, światłem jesieni, barwami lata lub powiewem wiatru nad morzem...i zawsze ma to związek z jakimś smakiem, zapachem... wspomnieniem, ciepłem jakiejś osoby lub...choćby przybłąkanego psiaka...
Tili, czuję się jak z innej planety:)Nie wiem co to Czuły, ani Activist (wczoraj od Ani się dowiedziałam, że istnieje coś takiego), jednakże przyznaję, że bardzo ciekawie piszesz. Bardzo lubię Cię czytać (papuguję po Majance, ale tak jest!). A co do studiów, to wspomnienia mam wspaniałe, ale wolę pracować niż się uczyć. Cieszę się, że naukę mam za sobą (tzn. tą szkolną, bo człowiek uczy się całe życie:).
Zapomniałabym o szarlotce - śliczna! A z tymi lodami, to bym zjadła nawet natychmiast.
Ja uległam stereotypom, że zimą lodów się nie kupuje, ale zmienię to. I już!
Aga, oj tak :)))))
Kass i to jest wspaniałe w posiadaniu wspomnień ... ehhhh tak sobie się rozmarzam czasem ...
Kasiu, Czuły i Aktivist to takie warszawskie elementy życia studenckiego :) więc nie z innej planety ale z innego miasta :) A jeśli chodzi o studia i pracę to ja i tak mam to wszystko postawione na głowie - najpierw była praca, dopiero potem studia, a teraz przerwa i tylko rehabilitacja ;))) A szarlotką z lodami z chęcią bym Cię poczęstowała :)
Kochana, właśnie coś mi się tak zdawało. Słowo "rehabilitacja" przewijało się kilkakrotnie przez Twój blog. Mam nadzieję, że wszystko jest na dobrej drodze i ma sie ku końcowi:)
A zmieniając temat, to mój Bartek czyta mi właśnie przez ramię i podpowiada, że a propos życia studenckiego, to w Gdańsku przy Akademi Medycznej jest cukiernia, która swoją nazwą bije na głowę wszystkie inne - nazywa się :"Słodka Dziurka":)
Ale groźnie się rozpoczął Twój wpis ;) Za to przecudownie skończył. Za taką szarlotkę oddałabym... hm, nie za dużo mam dziś do zaoferowania, bo tylko zwykłą pomidorówkę... Więc może tak za darmo dostanę, co? ;)
Kasiu, już na całe szczęście coraz lepiej jeśli chodzi o rehabilitację, choć pewnie już nigdy nie będzie dobrze :( niestety za błędy lekarzy płaci się własnym zdrowiem, ale na szczęście w nieszczęściu już moje kolanko działa w miarę poprawnie, tylko trzeba je cały czas ćwiczyć i rehabilitować :)
A nazwa cukierni jest the best :)))) obśmiałam się serdecznie :)))) Właściciel miał poczucie humoru :)))
Casiu, nie groźnie, tylko prawniczo, za to skończył kulinarnie i też podoba mi się ten kierunek przemian :))) Przesyłam wirtualny kawałek, bo prawdziwy nie przejdzie przez łącza, a przez pocztę ... zjedzą po drodze :))) Gwarantuję :)))
Fakt, coś w tym jest. Drugi rok jest bajeczny. Ja uwielbiam prawo karne. Ach te moje makabreskowe ciągoty. Jedyne co czasem męczy to te nie prawnicze przedmioty jak Biblia czy KNS.
A wracając do posta, ciacho wyszło znakomite. :)
Aneczko, no, ja to zdecydowanie bardziej typ "cywilny" niż karny, a nawet powiedziałabym, że bardziej handlowy ;))) Choć na razie to wszystko i tak jest zawieszone ... do czasu :)
A ciacho cieszę się że się spodobało :)
Prześlij komentarz