środa, 20 stycznia 2010

Piekarnicze wypadki.


Miałam wstać o 6 rano, wyjąć koszyki z wyrastającymi chlebkami z oliwkami z lodówki i nagrzać kamień w piekarniku. Miałam to zrobić i zrobiłam (większość), choć pewnie normalnie zrobiłabym to z większym przekonaniem i optymizmem. Ale wczoraj upiekłam chleb z rodzynkami z zaległej WP, a do tego jeszcze dwa bochenki chleba litewskiego i wszystkie trzy bochenki przyprawiły mnie o znaczny wzrost poziomu frustracji. Jak ja żałowałam, że w poprzedni weekend nie miałam czasu na małą szkołę w postaci Piekarni Po Godzinach. Może bardziej połapałabym się w tej pieczeniowej magii. Eeee, pewnie nie. W końcu to o drożdżowy chlebek chodziło tym razem, a ja od czasu przeprowadzki walczę przecież z zakwasem.

Czemu mi on tak świruje? Zadaję sobie to pytanie i zadaję i co gorsza uświadamiam sobie, że staje się to już moim pytaniem retorycznym. Zaczynam mieć mordercze zapędy względem "Matuszki". Dziś nawet śniło mi się, że wylewam ją - tą mieszaninę kwaśnej mąki i wody pełną żywych kultur, do ogromnego zlewu w którym nie wiem czemu płonie świeczka. I jak tu nie powiedzieć, ze człowiek może oszaleć od pieczenia i nadmiernego martwienia się o to, że musi pójść do sklepu po chleb.

Postanowiłam więc zrobić sobie weekend pieczenia bułeczek. A konkretnie niedzielę. Z samego rana kilka dni temu mieszałam mąki, mleko, drożdże i inne potrzebne ingrediencje i ... oj, dawno nie klęłam tak w kuchni, a mój Ukochany chodził wokół mnie na paluszkach, troszczył się o mnie i poprawiał mi humor, sprawiając, że czułam się jeszcze paskudniej, przytłoczona wyrzutami sumienia, że zamiast miło spędzać niedzielę, ja tak nieparlamentarnie wyzywam ciasto. A przecież większość moich porażek kulinarnych kwituję stwierdzeniem "Buuu ... no dobra, to jeszcze raz". Tym razem jednak nie miałam więcej czasu, nie miałam też już cierpliwości, po ostatnich zakwasowych porażkach. Za suche bułeczki z kokosem i czekoladą były chociaż zjadliwe, w przeciwieństwie do ciasta na bułeczki z siemieniem lnianym, które zupełnie nie chciało współpracować, stając się dziwną klejącą masą.


Co więc zrobiłam? W poniedziałek od rana nastawiałam się pozytywnie do kolejnej próby. Dolałam więcej mleka do słodkich bułeczek, zastosowałam się do zaleceń Polki w sprawie uzyskania idealnego ciasta drożdżowego i ... w czasie wyrabiania, kiedy tylko ciasto stało się gładkie i elastyczne, w tej samej chwili stało się dziwne, takie jakby lejące. Trochę jak nieprzytomna wielka fretka. Ono mdlało! I niech mi teraz ktoś powie, że ciasto drożdżowe to nie żywa istota. Nic to! Upiekłam z niego bułeczki i wyszły pyszne, choć tak przerośnięte, że popękały u podstawy, a napuszyły się tak ogromnie, że z piekarnika wyjęłam buły wielkości męskiej pięści. Za to zajadane z dżemem czy tylko same, podgrzane w piekarniku były w końcu nie tylko zjadliwe, były wyborne.


Teraz wspominam jeszcze inne słodkie wypieki. To Polcia w czasie swojego gospodarzenia zaproponowała nam słodkawy, korzenny chleb, którego aromat był tak niezwykle świąteczny, że piekłabym go dla samego tego zapachu. Co jednak stało się nie tak, że był za suchy? Ano, kiedy zmienia się procedurę i chleb zamiast w formie jednego okrągłego bochenka, piecze się podzielony na dwa podłużne chleby, należy pamiętać by skrócić czas pieczenia, prawda? Należy, ale ja oczywiście zapomniałam, skutkiem tego chleb wyszedł wyborny i aromatyczny, ale jednak za suchy i kruszący się.


Nic jednak nie pobije bułeczek z niewyobrażalną wręcz ilością cynamonu, jakie wraz z Kasią robiłam pewnego zimowego popołudnia. Samo wyrabianie to była bajka. Ciasto tak doskonale z nami współpracowało, że aż miło było stać przy nim, wyrabiać je, ugniatać. A gdy potem jeszcze smarowałyśmy rozwałkowane ciasto pachnącym i słodkim masłem, posypywałyśmy tartym marcepanem, wiedziałyśmy już, że z piekarnika wyjmiemy zachwycające bułeczki. I były zachwycające. Puszyste, słodkie i mocno cynamonowe, u mnie z lekką nutą imbiru, doskonałe z kubkiem herbaty, czy zajadane na śniadanie w towarzystwie kawy z mlekiem.

I tak niezmiennie sukces z jednym chlebem przetykany jest porażką z innym, ale cóż z tego, skoro na drugi dzień można wyjąć bochenki z lodówki, wstawić je do piekarnika i o nich zapomnieć, gdy zaczytamy się w książce. Chlebki z oliwkami są "skarmelizowane", a ja idę piec innych chleb i śmieję się w duszy z tych piekarniczych wypadków :-)

Artos - grecki chleb świąteczny

Składniki:
1 szklanka zakwasu pszennego
3 1/2 szklanki mąki pszennej chlebowej
1 łyżeczka soli
1 1/2 łyżeczki drożdży instant
1 łyżeczka cynamomu
1/4 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
1/4 łyżeczki mielonego ziela angielskiego
1/4 łyżeczki mielonych goździków
1 łyżka zmielonej kandyzowanej skórki pomarańczowej
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z migdałów
2 duże jajka, lekko roztrzepane
1/4 szklanki miodu płynnego
1/4 szklanki oliwy z oliwek
3/4 szklanki letniego mleka

Na glazurę:
2 łyżki wody
2 łyżki cukru
2 łyżki miodu
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu pomarańczowego
1 łyżeczka ziarna sezamowego

Przygotowanie: W duzej misce wymieszać razem: mąkę, sól, drożdże, cynamon, gałkę, ziele angielskie i goździki. Dodać zakwas, ekstrakt, jajka, miód, oliwę i mleko. Dobrze wymieszać, aż z ciasta utworzy się kula. Ciasto wyjąć na kuchenny blat i zagnieść miękkie, delikatnie lepkie ciasto (ok 10 min.). Pierwsza fermentacja to ok 1 1/2 godziny, w połowie której ciasto należy odgazować i złożyć (technika strech and fold). Gdy ciasto podwoi swoją objętość wyjmujemy je z miski i po lekkim odgazowaniu, formujemy kulę i zostawiamy do wyrośnięcia na godzinę. W tym czasie nagrzewamy piec do 180 stopni Celsjusza i piec ok. 20-25 minut. Studzić na kratce.

Kanelbullar (Szwedzkie bułeczki cynamonowe)

Ciasto:
50 g świeżych drożdży
1/2 litra mleka "ciepłego na palec"
150-200 g niesolonego masła o pokojowej temperaturze
1 decylitr cukru (100-120 g)
malutka łyżeczka soli (na złamanie smaku)
1-2 łyżeczki mielonego lub utłuczonego w moździerzu kardamonu
14 decylitrów pszennej mąki dobrego gatunku (800-850 g) (dałyśmy z niewielką domieszka pszennej pełnoziarnistej lubelli)

Nadzienie:
200-300 g masła
1 1/2 decylitra cukru (150 g)
4-6 łyżek cynamonu (u mnie jeszcze dodatkowo trochę imbiru - tak ok. 1 łyżki)
opcjonalnie: masa migdałowa (marcepan)

Na glazurę:
żółtko z mlekiem
można jeszcze posypać grubym cukrem

opcjonalnie lukier

Przygotowanie: Rozpuścić drożdże w mleku z roztopionym masłem, dodać cukier, sól, kardamon i prawie całą mąkę - na wyczucie. Wyrobić ciasto, aż się będzie błyszczało i będzie elastyczne. Zostawić do wyrośnięcia na około 30-60 minut. Po wyrośnięciu delikatnie wyrobić, podzielić na dwie części, uformować w duże buły i dać im odpocząć minutkę lub dwie.
W międzyczasie wymieszać nadzienie.
Każdy kawałek ciasta rozwałkować na prostokąty z raczej prostymi brzegami (60cmx25 cm). Podnieść ciasto od czasu do czasu i podsypać mąką, żeby się nie kleiło do stołu. Rozprowadzić nadzienie i posypać startym marcepanem. Każdy z rulonów podzielić na 30 kawałków. Odstawić do podrośnięcia ana 30 minut. Piekarnik nagrzać do temperatury 250 stopni Celsjusza. Przed pieczeniem posmarować rozbełtanym jajkiem i ewentualnie posypać perłowym cukrem. Piec około 5-8 min, ale zerkać na ciasto! Przestudzić na kratce pod ściereczką.

Masa marcepanowa
Źródło: Zeszyt z przepisami Mamy Poleczki

Składniki:
350 g migdałów
450 g cukru pudru
1 białko
1 łyżeczka wódki

Przygotowanie: Migdały sparzyć, obrać ze skórki i zemleć w maszynce do mielenia orzechów. Następnie ugnieść z połową cukru pudru, białkiem i alkoholem. Zawinąć w folię i włożyć na 24 godziny do lodówki. Oziębioną masę utrzeć z pozostałym cukrem pudrem.
Można ją zabarwiać różnymi barwnikami spożywczymi i formować dowolne kształty. Jeśli masa jest zbyt sucha można dodać kolejne białko.

Masa marcepanowa od Hazo z forum CinCin

Składniki:
250 g migdałów
250 g dag cukru
1/8 l wody
sok z jednej cytryny
1/2 łyżki octu

Przygotowanie: Migdały sparzyć, obrać ze skórki i zemleć maszynką. Z cukru, wody i octu ugotować syrop. Nieco schłodzony syrop ucieramy, dodając sok z cytryny i migdały. I to już wszystko - marcepan gotowy.

Źródło: Stolik u Poleczki

Bułeczki z czekoladą i kokosem

Składniki:
570 g maki pszennej (dałam typ. 550)
12 g drożdży suchych lub 24 g świeżych
ok 185 ml mleka (dałam ok. 150 ml. więcej)
85 g masła
5 łyżeczek cukru (ja dałam 5 łyżek)
2 jajka
1 łyżeczka soli
1/2 szklanki wiórków kokosowych
2 rządki czekolady (6-8 kostek)

Przygotowanie: Masło stopiłam i odstawiłam do przestudzenia. Mąkę wymieszałam z drożdżami instant, solą i cukrem. Powoli wlewałam mleko, wyrabiając do uzyskania jednolitego ciasta. Potem wlewałam masło partiami. Wyrobiłam aż było gładkie i elastyczne. Włożyłam do miski, przykryłam folią i odstawiłam na 1 godzinę. W tym czasie posiekałam czekoladę i odmierzyłam wiórki. Ciasto odgazowałam, podzieliłam na osiem kulek i zostawiłam na 20 minut. Po tym czasie rozwałkowałam, posypałam czekoladą i kokosem, wklepałam to w ciasto i uformowałam podłużne (jedną okrągłą) bułeczki. Odstawiłam je na blasze do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę. Po tym czasie posmarowałam mlekiem, nacięłam i piekłam w 190 stopniach Celsjusza (hydropieczenie) ok. 15-17 minut. Studziłam na kratce.

Źródło: Chlebek.tv u Paulinki

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

26 komentarzy:

Majana pisze...

Jakie wpadki ? Chciałabym takie. Wszystko wygląda elegancko, pięknie, dopieczone i smakowite. Aż mi tutaj pachnie:)

Pozdrawiam ciepło:))

kornik pisze...

Piękne sa, w szczególnosci te bułeczki pierwsze z kokosem i czekoladą. Urocze!:)

ptasia pisze...

Oj, Tili, Tili. Znów walczysz z Matuszką :)?
A co do wpadek: na zdjęciach wszystko prezentuje się dobrze, więc może za wysoko sobie stawiasz poprzeczkę?

Magda pisze...

Dobrze czytać o porażkach i o walce, ja dopiero zaczynam przygodę z chlebem. W zeszły weekend powstał pierwszy chleb na zawasie, teraz mi się marza bagietki. Ale fakt, że na zdjęciach Twoje wypieki wyglądają świetnie :)

majka pisze...

"i ... w czasie wyrabiania, kiedy tylko ciasto stało się gładkie i elastyczne, w tej samej chwili stało się dziwne, takie jakby lejące. Trochę jak nieprzytomna wielka fretka. Ono mdlało! I niech mi teraz ktoś powie, że ciasto drożdżowe to nie żywa istota..." - Tili jestes niemozliwa :)) Ten fragment rozbawil mnie do lez :))

A patrzac na Twoje pyszne wypieki az trudno uwierzyc, ze Ty w ogole miewasz jakiekolwiek piekarnicze wpadki-wypadki :))

Gosia Oczko pisze...

Jak to po co ta świeczka - ku pamięci haha! ;)
Ale daj jeszcze szansę Matuszcie - wszak śniadanie dzisiaj było wyśmienite - chlebki i pasta, mniami! :)

kass pisze...

Wypieki sliczne wprost! Bardzo urodziwe bułeczki, chlebek tez wygląda apetycznie!
Mój zakwas też ostatnio marudny i leniwy jak diabli, chleb który rósł zazwyczaj w 3 godziny ostatnio potrzebował 8!
Pozdrawiam.

fellunia pisze...

Etam, jakie wpadki, wszystkie wypieki prześliczne, muszę zacząć dokumentować moje :)

Szarlotek pisze...

Chciałabym mieć tylko takie wpadki :) Wypieki wyglądają wspaniale :)A wpadki...cóż, bez nich byłoby nudno :)

margot pisze...

Tili , patrzę i patrzę i ja tam porażek nie widzę , coś mi się widzi ,że Pani od siebie za dużo wymaga
Mi te wszystkie wypieki na smaczne wyglądają i jeśli się zgodzisz to je z wielką radością dopisze do podsumowań

arek pisze...

Tili, uwazaj , bo zdradze co sekret z kuchni profesjonalnej...
w kuchni NIE MA WPADEK sa co najwyzej zmiany adaptacyjne do nowo zaistnialej sytuacji:)
A mowiac troche bardziej serio, to przy wypiekach duzo czynnikow wchodzi w gre na ktore nie zawsze mamy wplyw lub ze wzgledu na ich naturalna obecnosc nie bierzemy pod uwage. Mowie o wilgotnosci powietrza, temperaturze etc
Sie kurde rozgadalem. Przyslij mi prosze pare tych smakowitych buleczek, zebym przestal mowic

Gosia pisze...

Hihi:)
Żebyś wiedziała jakie ja wpadki zaliczam:))
Patrząc na Twoje dzieła, Tili, aż trudno uwierzyć, że miałaś jakiekolwiek kłopoty:)

buruuberii pisze...

Tili, och patrze i Ciesze oczy Twymi ksztaltnymi buleczkami - sama radosc :-) Niezla niedziela, och drozdzowa! Zycze Ci duzo powodzenia z Matuszka, nie do konca rozumie, czy ona po wyladowaniu w zlewie jednak wyladowala w sloiku?
Buziak ogromny :** i byle do piatku!

lo pisze...

Nawet jak któreś za suche czy kruszące, to jest bez znaczenia. Są śliczne. A może "matuszka" tęskni za poprzednim mieszkaniem?

Tilianara pisze...

Majanko, no wiesz, wypadki - te najgorsze nie zostały uwiecznione, by zbytnio nie szokować delikatnych zmysłów gości :)

Korniku, dziękuję ślicznie :)

Ptasiu, no znasz mnie, jestem małą perfekcjonistką :) A z Matuszką to się chyba po zlocie pożegnam i od początku nową wyhoduję - zresztą, jeszcze dam jej szansę ... zobaczymy :)

Wiosanno, witaj u mnie :) Tak, w pieczeniu są i porażki i sukcesy, ale zabawa i radość w efekcie najwspanialsza :)

Majeczko, no wiesz, mnie też to w końcu bawiło, choć z początku to patrzyłam ze zgrozą na ciasto :D

Oczko, no dobrze, ale czemu w zlewie, przecież zgaśnie od wody :DDD Cieszę się, że śniadanko smakowało i buzia wielka za fotograficzną pomoc :***

Kass, oo, to widzę że się dobrze rozumiemy ... niestety. Oby była poprawa :)

Felluniu, wiesz, te wypieki to wcale nie te najgorsze, te najgorsze nie zostały uwiecznione :)
A Ty nie masz wpadek, jesteś Mistrzynią :)

Szarlotku, otóż to, było by nudno :)

Margot, ciut dużo wymagam, ale taka już moja uroda :D Dziękuję pięknie za dobre słowo i za dopisanie :***

Arku, ależ ja wiem, że podstawa to odpowiednio dobrane słownictwo - no wiesz, jak te "skarmelizowane" chlebki, zamiast przypalone :DDD Ja Ci mogę przesłać bułeczki, ale ten filecik z dorady poproszę ... może być bez majtek, choć koloratką nie pogardzę :D

Goś, pewnie każda z nas od czasu do czasu zalicza wpadki i jak pisała Szarlotek, bez nich byłoby nudno :) Dziękuję za miłe słówka :)

Basieńko, tak, do piątku, do piątku, ja już się doczekać tego indyjskiego dnia nie mogę i każdego kolejnego i poprzedniego też :) Banany i rodzynki zakupię, tylko o tamaryndzie i borówkach/jagódkach nie zpomnij :) Buzia ciepła :***

Tilianara pisze...

Lo, oj tęskni chyba, tęskni, ale musi się przyzwyczaić :) Dzięki śliczne :)

ptasia pisze...

Żeś perfekcjonistka, to wiem ;) - ale jako osoba, która jadła Twój chleb, wiem też, że możesz trochę za surowo siebie oceniać. A skoro chcesz Matuszkę ukatrupić, może jednak chcesz trochę mojego Bąbelka? wiem, że co własne, to własne, ale może na przetrwanie...?

Tilianara pisze...

Ptasiu, dam jej jeszcze szansę, ale chyba dla porównania poprosiłabym trochę Twojego Bąbelka :) Buziaczek :*

Unknown pisze...

Tili, za kazdym razem jak zagladam do Ciebie, to zaliczam totalny opad szczeki. Bardzo bym chciala byc Twoja sasiadka :*

atina pisze...

Wow no i znowu nas zarzuciłaś tyloma wspaniałościami, a mnie tak strasznie burczy w brzuszku :)

Monika. L pisze...

Bezbłędne. Piękne.
Wiesz podziwiam Cię, mam wrażenie, że u Ciebie dryg piekarniczy współgra z organizacyjnym!
Pozazdrościć, a wszytsko z pasją i uśmiechem :)
Pozdrawiam
M.

Ewelina Majdak pisze...

tutuurururu przeglądam sobie bloga Tili pisząc z Tili komputera :)

Beata pisze...

Wszystko wygląda wspaniale! A ja właśnie upiekłam brioszkę z wodą pomarańczową z Wc57 Przepyszna! Wchodzi do naszego repertuaru na stałe! dziękuję za przepis A efekt do obejrzenia u mnie na
bardzo-lubie-gotowac.pl

Ania pisze...

Ależ niesamowicie się napracowałaś! A jakie rezultaty!

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

Tili, WIELKIE buziaki przesyłam! Wracaj szybko do siebie i pisz, pisz, pisz! tyle pyszności za nami...:)

Tilianara pisze...

Żabko, i ja bym chciała byśmy mieszkały bliżej siebie :)

Atinko, dziękuję pięknie :)

Moniko, staram się, choć i u mnie czasem rozminął się plany z chęciami :) Normalne życie :)

Polka, hihihi, a ja siedziałam obok :)

Beato, cieszę się ogromnie, że smakowała. Zaraz idę obejrzeć :)

Aniu, dzięki :)

Truskaweczko, i ja cmokam cieplutko :* i już piszę, piszę :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...