czwartek, 14 stycznia 2010

Żyć ... Piec.


Kocham Żyć. Ale Żyć przez duże Ż. Nie muszę nawet wychodzić z domu, ale muszę czuć jak krew szybciej płynie, jak powoli różne partie mięśni zaczynają pracować, czasem nawet pobolewać. Aktywność to moja druga natura. Podczas gdy mój Mąż najchętniej odpocząłby sobie jak każdy normalny człowiek, pozwalając ciału na odrobinę bezruchu (bez obaw, to wcale nie jest typ "kanapiany"), ja biegam i szaleję. I wszystko jedno co robię, wszystko jedno gdzie jestem, odpoczywam w ruchu. Czasem myślę sobie, że jestem jak rekin. Jeśli się zatrzymam, zatonę.

Dziś stanęłam. Gorzej! Od połowy dnia położyłam się obłożona książkami i leżałam na wpół martwa, a nie zdarza mi się to nawet w czasie większości chorób i przeziębień. Pasztet sojowy wprawdzie zrobiony, picadillo stygło w garnku, ja jednak czułam się zmasakrowana, z płucami zwiniętymi w rulonik. Gdyby nie fakt, że namoczona soja i kupiona wołowina czekały na mnie w kuchni, wyszłabym z domu i niczym się nie przejmowała. Musiałam jednak dzisiaj zostać, a pył ze zdzieranego tynku na klatce dostawał się do moich alergicznie reagujących na niego płuc.


I tak wczesnym popołudniem zamieniliśmy się rolami. Mój Ukochany po powrocie z pracy, posilony meksykańskim obiadkiem i kawą, zabrał się za odkurzanie i wycieranie kurzu z półek i szafek, a ja leżałam na łóżku, czytając i starając się nie zastanawiać czy bardziej dolega mi ból głowy czy duszność w płucach. Za to z dużą przyjemnością myślałam o moim zreanimowanym zakwasie, Matuszce.

Gdyż nic nie przebije smaku chleba na zakwasie.

Jego kwaskowaty posmak, wilgotność i swoista ziemistość zachwyca mnie z każdym kęsem, z każdym oddechem i wchłanianym w płuca zapachem. Ostatnio jednak jeszcze jeden smak i zapach podbił moje serce. Owsianka! Chrupkie płatki owsiane po ugotowaniu nabierają smaku przypraw - u mnie najczęściej z przewagą kardamonu lub świeżego imbiru, miękną, choć pozostają lekko twardawe, takie na ząb. I pachną. Pachną inaczej niż w ciasteczkach owsianych. Pachną bardziej dojrzale, trochę wilgotniej ... sama nie wiem jak to określić.


To samo dzieje się, gdy dodamy je do ciasta na chleb. Miękną, ale zachowują część swojej chrupkości, dodając smaku i ciekawej konsystencji miąższowi chleba. Dlatego kiedy kilka tygodni temu w Weekendowej Piekarni pojawił się kolejny przepis na chleb z dodatkiem płatków owsianych wiedziałam, że muszę go upiec. I upiekłam. Minimalnie za suchy, choć na szczęście nie kruszący, owalny bochenek powstał bez większych problemów. Za to kromka tego chleba z dowolną konfiturą, z pokruszonym białym serem była czymś czego długo nie zapomnę.


Podobnie jak i kolejnego w naszym Weekendowym Pieczeniu chleba nie zapomnę. Ten już nie był na zakwasie, za to miał w sobie inny wabik. Nową technikę. Pisałam już, ze uwielbiam się uczyć. Wiele nie wiem jeszcze zarówno o pieczeniu jak i o gotowaniu, ale nigdy ... no dobrze, prawie nigdy, nie przepuszczam okazji do nauki. Starter Tang Zhang, czyli paćka z gotowanej mąki - już od jakiegoś czasu czekała na swoją kolej. Ucieszyłam się więc niezmiernie, że Aklat zachęciła nas do niego w czasie wspólnej, weekendowej zabawy.

Chleb wyszedł w smaku lekko słodkawy i delikatny, powiedziałabym nawet że troszkę mdławy. Może za mało było w nim soli, a może taki już jego urok. Następnym razem dodałabym do niego trochę przypraw, choćby czarnuszki, choć i za pierwszym razem dosypałam mu trochę siemienia lnianego. Za to jego konsystencja była rewelacyjna. Miąższ był puszysty i mięciutki, lekko ciągnący, o delikatnej skórce. Wybornie nadawał się do kanapek z dżemem czy na tosty z miodem, popijane sokiem z pomarańczy lub grapefruita.

Siedzę teraz pisząc te wspominki o chlebach, o posiłkach z ich udziałem, a przywoływane z pamięci obrazki sprawiają, że się uśmiecham, gdy widzę uradowanego Męża krojącego jeszcze ciepły bochenek, oblizuję ze smakiem na widok opieczonych kromek oblanych leśnym miodem ... a przede wszystkim czuję się coraz lepiej. Dlatego właśnie kocham Piec.


Chleb na zakwasie z płatkami owsianymi

Składniki:
300 g mleka
150 g wody
200 g zakwasu
600 g mąki T 80 (mąka pół razowa - ale można dać mieszankę razowej i chlebowej czy jasnej, ja dałam pełnoziarnistą Lubelli)
50 g mąki żytniej jasnej
100 g płatków owsianych
15 g soli
3 łyżki cukru (miodu, melasy, itp)

Przygotowanie: Ciasto można wyrobić ręcznie lub w maszynie, mieszając i wyrabiając wszystkie składniki. Ciasto powinno być gładkie i nieklejące. Zostawiłam ciasto do wyrośnięcia na 4 godziny. PO tym czasie odgazowałam, uformowałam bochenek i w koszyku odłożyłam na kolejne 4 godziny. Piekłam w 210 stopniach Celsjusza z parą przez ok. 40 minut (przed pieczeniem nacięłam i posmarowałam mlekiem). Studziłam na kratce.

Źródło: Zapbook

Razowy chleb ze starterem TangZhong

TangZhong (Water Roux) starter:
50 g mąki
250 g wody

Przygotowanie: Mąkę i wodę wymieszać dokładnie w garnuszku i postawić na niewielkim ogniu. Podgrzewać cały czas mieszając, aż osiągnie temperaturę 65 stopni (lub aż masa stanie się szklista i będzie zostawiała wyraźne smugi na mieszadle). Starter przełożyć do miseczki i przykryć szczelnie folią spożywczą, tak żeby dotykała masy. Można go przechowywać w lodówce przez 3 dni. Przed kolejnym użyciem należy poczekać, aż starter nabierze temperatury pokojowej.

Składniki (na dwa 20 cm bochenki):
(A)
280 g mąki chlebowej,
200 g mąki razowej,
10 g drożdży instant,
50 g cukru,
7 g soli
(B)
60 g jajek (mniej więcej 1 duże jajko),
140 ml mleka w temperaturze pokojowej,
120 g tang zhong w temperaturze pokojowej

50 g miękkiego masła

Przygotowanie: W jednej misce wymieszać wszystkie składniki A, w drugiej składniki B. Przelać mokre składniki do suchych i dokładnie wymieszać. Przełożyć ciasto na blat i wyrabiać, aż będzie gładkie i elastyczne. Dodać masło i dalej wyrabiać. Ciasto będzie gotowe, gdy będzie można je rozciągnąć w dłoniach, aż utworzy się cienka membrana. Uformować kulę, przełożyć ją do miski i odstawić pod przykryciem do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość. Ciasto podzielić na dwie części, każdą z nich podzielić na kolejne 4 części. Każdy kawałek rozwałkować, brzegi złożyć do środka, tak żeby powstał wałek o szerokości foremki, który następnie należy zwinąć (powinno to wyglądać jak tutaj). Zrolowane ciasto układać w foremkach (po cztery w każdej), następnie przykryć i odstawić do wyrośnięcia, aż wypełni foremkę w 80%. Piec w 180 stopniach ok. 30 minut. Wystudzić na kratce.
Uwaga! Bochenki szybko się rumienią.

Źródło: Ucztując u Aklat

Smacznego.



21 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kocham Żyć. Mogłabym powiedzieć dokładnie to samo. Chociaż tak właściwie nie jestem typem osoby wiecznie w ruchu, wiecznie biegającej. Ani też kanapowcem. Moje "życie" znajduje się gdzieś pośrodku, szuka równowagi.

Kocham Piec. Kocham nowe doświadczenia. I to się zgadza. Uwielbiam, kiedy w oczach rodziny zapala się iskierka podziwu, kiedy próbują moich dzieł. Bo chleb to coś magicznego. Ma w sobie nieuchwytną moc, swoisty urok. I nigdy nie wychodzi taki sam. Każdy jest inny.

A takie eksperymenty jak TangZhong dodają mu tylko kolejne ziarnko tajemniczości i indywidualnego charakteru...

Pozdrawiam! :)

kass pisze...

Tili piękne chlebki upiekłaś! ten z płatkami owsianymi też jeszcze przede mną, zachęciłaś mnie więc chyba też zrobię...drugi też bardzo smakowicie wygląda!
Pozdrawiam i życzę pełniejszego oddechu (moja córka ma też alergię...wiem co to za choróbsko)...

Patrycja pisze...

Przede wszystkim widać, że kochasz żyć. A pieczesz jak żyjesz, z sercem i całą sobą:)
Razowy z Tang Zhong robiłąm rok temu ponad i jestem tą metodą zachwycona:)
A ten z płatkami wygląda pysznie!

Pozdrawiam:)

Magoda pisze...

Zmartwiłaś mnie! Zdrówka życzę Tili!
A o tych wszystkich smakowitościach nic nie napiszę bo wiesz jak Cię podziwiam!
Serdeczności!

Gosia Oczko pisze...

Skoro pieczenie wprawia Cię w formę - piecz, piecz! Wtorek już nie tak daleko! ;))))*

Majana pisze...

Piękne chlebki, jak zawsze!Chciałoby się schrupać teraz, tutaj i w tej chwili, mniam:)
Pozdrawiam!:))

Gosia pisze...

Tili, lubię tu do Ciebie zaglądać, bo właśnie widać, że kochasz żyć i piec, a w dodatku jesteś tak szczera!:) A to się ceni..
Napiekłaś się, nie dziwię się, że w pewnym momencie poległaś:)
U mnie pieczenie pieczywa zacznie się w sobotę, ale ograniczam się tylko do bułek :))
Miłej nocy!
Pozdrawiam:)

margot pisze...

Tili , ho ho przepiękne chleby , oczywiście zaraz dopisze
Ja też lubię żyć przez duże Ż, ale czasami lubię tez zwolnic , nie gonić , czyli i bezruch czasami się przydaje

buruuberii pisze...

Tili kochana, zdrowia zycze! Piszesz: "Aktywność to moja druga natura", nikt Cie piekniej nie opisze, a z tymi rekinami tez idealne. Wiesz od razu przypomnialam sobie Olge Tokarczuk i Biegunow "Jednym sposobem ratunku przed zlem jest podroz, ruch" - to tez by pasowalo do Ciebie troszke, nieprawdaz?

Matuszka widze wreszcie w formie - skorka na chlebie, no no moja ulubiona, dobrze przypieczona :-)

:* duze

Monika. L pisze...

Pięknie żyjesz.
Z sercem i duszą.

Zdrowiej szybciutko. Wspaniale pieczesz.
cieplutko pozdrawiam
M.

Tilianara pisze...

Zaytoon, prawda, że to wspaniałe gdy bliscy z radością reagują na nasze starania i troskę o nich :) Miło mi Cię gościć u siebie :)

Kass, oo, te życzenia mi się przydadzą, bo poza alergią na pył i kurz, mam też alergię na kocią sierść, co przy posiadaniu bardzo przytulaśnej kotki jest niejakim problemem - no cóż, kotka była pierwsza, więc alergia musi się z nią pogodzić :D

Trufelko, dziękuję pięknie :) I ja pozdrawiam Cię cieplutko na nadchodzący weekend :)

Jagódko, dziękuję Kochana :) Ściskam Cię cieplutko i tęskno mi za Wami, za tym spokojem dni i czarną próżnią nocy :*

Oczko, wiem, liczę dni, liczę :)

Majanko, dziękuję Słońce :* A ja bym z chęcią wysłała je do Ciebie :)

Goś, u mnie e ten weekend też będą bułeczki - pierwsze już dziś popołudniu :) Miłego pieczenia życzę :)

Alciu, ja wiem, że się przydaje, tylko że u mnie to nie zawsze wychodzi :)

Basieńko, o tak, pasowałaby. Jak potrzebuję naprawdę odpocząć wsiadamy z S w samochód i jedziemy - gdziekolwiek, byle gdzie indziej, nawet dzień czy dwa, popatrzeć na nowe i inne, a potem wrócić do domu. Można go wtedy wspaniale docenić :) Duża buźka :*

Moniko, dziękuję pięknie :) Już w coraz lepszej formie jestem, zresztą jak tu nie być, jak jeszcze tyle chlebów do upieczenia :)

fellunia pisze...

Mogę zaświadczyć, że picadillo było przepyszne, mam nadzieję, że się szybko uwiną z tym remontem i nie będziesz już cierpieć.
A ja w nocy upiekłam speculaaski wg przepisu Basi, strasznie Ci, kochana dziękuję za te foremki, ciasteczka wyszły śliczne i bardzo smaczne!

atina pisze...

Tili zdrowiej kochana! A chlebki takie piękne u Ciebie, aż mi się ich smak przypomniał, jak tak sobie o nich poczytałam :)

Ania Włodarczyk vel Truskawka pisze...

Współczuję męczarni, TIli, wrażliwcu! Trzymaj się cieplutko i... zawsze chciałam to napisać: do zobaczenia!!!

:)))

Małgoś pisze...

Tili, jakbym siebie widziała. :) Mówię o aktywności. :) Kropka w kropkę. :D Mnie też ciągle gdzieś nosi, ciągle mam coś do zrobienia, położenie się choćby na chwilę w ciągu dnia - to dla mnie jak kara. :D Więc rozumiem, co znaczy przymusowe STOP... Mam nadzieję, że "zmasakrowanie" o którym piszesz już minęło...? W każdym razie trzymam za to kciuki.
A chleby... no cóż... piękne. Jak zwykle piękne. Osobiście zazdroszczę wypieków, bo moja wznowiona aktywność zawodowa jest na tyle wyczerpująca, że na kuchnię jakoś tak mniej czasu pozostaje. :(
Pozdrowienia! :)

Tilianara pisze...

Felluniu, widziałam już Twojego Dziada z Babą - super są :) Ogromnie się cieszę, że prezent tak szybko się przydał :)

Atinko, dziękuję pięknie :*

Aniu, tak, do zobaczenia, jeszcze tylko kilka dni i Wielki Zlot się zaczyna :) Ależ się cieszę :*

Małgoś, tak, zmasakrowanie minęło. Tak to już jest z alergią - raz jest, raz nie ma - no, ale piec i gotować trzeba, bo ręce same się rwą :)

Liska pisze...

Ooooo, tulę Cię, Tili.
I dołączam do drużyny uzależnionych.
:)

Szarlotek pisze...

Śliczne chleby:) Współczuję niedogodności remontowych i podziwiam ogromną pasję pieczenia i gotowania:)

Tilianara pisze...

Lisko, dziękuję :* Ale to nie Ty dołączasz do uzależnionych, Ty tym zarażasz - bo mnie właśnie Twoje łatwe bułeczki zaraziły miłością do pieczenia :)

Szarlotku, dziękuję :)

ptasia pisze...

Różowe maluchy śliczne. Ja do makaroników jeszcze nie dorosłam... Wolę je pooglądać lub podjeść u kogoś :)
A, nie rozumiem 1 zdania (panna cotta):
"żelatyna - zawsze daję 2 łyżeczki na 1/2 litra i czasem ciut na całość"
Czy mogłabyś wyjaśnić końcówkę, od "i czasem"?

Tilianara pisze...

Ptasiu, odpisałam już tutaj: http://kuchniaszczescia.blogspot.com/2010/02/sodkie-i-procentowe-czary.html

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...