środa, 17 listopada 2010

Urodzinowe wspomnienie.


Dawno mnie tutaj nie było. Ale czasem tak trzeba. Trzeba poukładać się po różnych życiowych zawirowaniach, pogodzić z faktem utraconej nadziei, stworzyć choćby projekt szczęśliwej przyszłości. A to trwa. To czas, niemal jak ten przed wystawnym obiadem. Czas przygotowań poprzedzony rozmyślaniem i planowaniem, potem czas gromadzenia potrzebnych ingrediencji, by później zaznać odrobiny radości, aż wreszcie ten wielki krok. Ten ostateczny ruch jest jeszcze przede mną, choć już teraz wiem, że jest i czeka na mnie, a tymczasem ... wspominam urodzinowy obiad.

To był maj, pachniała Saska Kępa, Szalonym, zielonym bzem ... chciałoby się zaśpiewać, ale maj tego roku był chłodny i pochmurny, a na dodatek mój ulubiony bez (a dokładnie lilak) złamał się w czasie wczesnowiosennych ulew. Cóż jednak z tego, skoro słońce można sobie samemu zaprojektować. Zwykle wystarczy chwilka, tym razem jednak potrzeba było kilku godzin w kuchni :-) No ja wiem, że nie każdy ma na to czas, ale jak już się ma, to warto czasem poszaleć, by bliskim i sobie zrobić trochę przyjemności.


I tak najpierw na stole grzanki z własnoręcznie zagniatanego chleba się pojawiły. Dopełnione soczystymi wiosną warzywami, wymieszanymi z orzeźwiającym dressingiem, jeszcze tylko szczypta fleur de sel i już pierwszy głód można uciszyć, czekając na kolejne majowe przysmaki.

Biesiadnicy przy stole najpierw zapach poczuli. Ulotna wanilia sprawiła, że podniebienia od razu zapragnęły spróbować tego rarytasu. A była to zachwycająca zupa, delikatna i kremowa, smakująca szparagami, pachnąca wanilią, zwieńczona puchatą, zieloną chmurką szpinakowej dobroci.

By tego delikatnego akcentu nie zburzyć, kremowe risotto pojawiło się później. Talerz pełen nowalijek i to właśnie im danie zawdzięczało swój wyborny, wiosenny smak. Pierwsze skrzypce to zielone szparagi w nim grały, a dopełnione lekkim Rose doskonały finisz tego preludium dały.


Punkt kulminacyjny nie dał o sobie zapomnieć. Upieczony w szynce parmeńskiej schab, zamarynowany w ziołach, nadziany czosnkiem pachniał tak obezwładniająco, że choć po przystawkach pewnie i dłuższa przerwa mogłaby być, nikt nie chciał już dłużej czekać. By ten wiosenny temat przełamać, odzwierciedlić zimne temperatury i choć trochę je zakląć by odeszły, obok schabu położonego na liściach sałaty, piękne kwiatki z puree selerowego się pyszniły. Kremowe i gładziutkie, na równi dzięki dodatkowi ziemniaka jak i dokładnemu przetarciu przez drobne sitko, doskonale dopełniło wykwinty smak mięsa. Nuta balsamicznego octu i truflowej oliwy na sałacie połączyła wszystko w wyborny smak.

I nadszedł moment deseru. W założeniu miało być zimno-ciepło - zimny tort, ciepły crumble, jednak po tym wspaniałym cytrynowym torcie nikt już nie miał siły na jabłkowe crumble z jagodami. A tort w rzeczy samej był doskonały ... no prawie, bo wykonanie mi trochę szwankowało :-). Kremu za mało zrobiłam, a że całość późną nocą kończyłam, nie było już sił na jechanie do sklepu i dokupienie potrzebnych ingrediencji. Nic się jednak nie stało. Nawet bez dekoracji, taki w rustykalnej odsłonie tort okazał się strzałem w dziesiątkę.

Wracam więc tym wspomnieniem, ale mam nadzieję, że niedługo bardziej aktualne smakołyki z mojego stołu będę mogła Wam pokazać. Tymczasem kolejna ucztę obmyślam ... tym razem przed wigilijną.


Bruschetty z bobem i groszkiem

Składniki:
Kromki z dobrego chleba (u mnie był to chleb na zakwasie z semoliny*)
czosnek (tym razem pominęłam)**
Bób
Groszek
Mięta
Sól i pieprz
Dobra oliwa
Sok z cytryny

Pomidor
Bazylia

Przygotowanie: Kromki opiekłam w piekarniku pod grillem. Dobrze, jeśli kromki są dość grube. Najlepiej włożyć je pod maksymalnie nagrzany grill i szybko opiec z obu stron, dzięki temu będą chrupkie z zewnątrz, a w środku miękkie. Bób obgotowałam przez 3 minuty, przelałam zimną wodą, wyłuskałam. Groszek wyłuskałam ze strączków – nie gotowałam go. Bób i groszek wymieszałam w misce, tak by delikatnie rozgnieść bób. Polałam oliwą i sokiem z cytryny, doprawiłam solą i pieprzem oraz posiekanymi w szyfonadę liśćmi mięty. Taką masę kładłam na ciepłych kromkach, posypałam fleur de sel, pieprzem i polałam oliwą. Dla karmiącej mamy, która musiała wystrzegać się bobu i groszku przygotowałam bruschettę z pomidorem i bazylią. Kawałek pomidora odkroiłam i posmarowałam nim kromkę, tak by sok i miąższ wsiąkł w chleb. Resztę pomidora pokroiłam w drobną kostkę, wymieszałam z solą, pieprzem, oliwą i porwaną bazylią.

*niestety poza tym zdjęciem nie mam zdjęcia całego chleba, więc przepis na niego wrzucę jak ponownie go upiekę, a tymczasem odsyłam po przepis do Narzeczonej :-)
** tym razem go pominęłam, bo nie każdy go lubi, ale normalnie posmarowałabym obranym i przekrojonym na pół ząbkiem czosnku kromki przed opieczeniem.

Zupa szparagowa z wanilią

Składniki:
1 pęczek białych szparagów, główki oddzielnie, a łodygi obrane i pokrojone na kawałki
1 litr bulionu warzywnego
1-2 średnie ziemniaki, pokrojone w małe kawałeczki
1 laska wanilii lub porządny chlust domowego ekstraktu wanilii (tak, żeby wlać z ziarenkami)
sól i pieprz

Szpinakowa chmurka:
Kilka garści zblanszowanego szpinaku
Kremówka
Serek śmietankowy
Sól i pieprz

Przygotowanie: Szparagi ugotowałam wraz z ziemniakami w bulionie. Dodałam wanilię (ekstrakt), pogotowałam chwilę, by procenty się ulotniły. Zmiksowałam zupę. Doprawiłam ją solą i pieprzem (zupę można tez przetrzeć przez sitko, będzie bardziej kremowa). kremówkę ubiłam. Oddzielnie zmiksowałam serek ze szpinakiem i doprawiłam solą i pieprzem. Połączyłam z kremówką. Główki szparagów wrzuciłam do garnka na ostatnie 5 minut przed podaniem, by zmiękły, ale się nie rozgotowały. Podałam zupę przyozdobioną szpinakową chmurką*.

* taka ozdoba sprawdza się tylko przy niewielkiej liczbie porcji, gdyż już po chwili kremówka się roztapia i tworzy niezbyt ładne kleksy. ten element jest jeszcze z pewnością do dopracowania, bo smaczny był niezwykle i bardzo ładnie zgrał się z delikatnością zupy podkreślonej aromatem wanilii.

Źródło: Któreś wydanie "Kuchni"

Risotto z nowalijkami

Składniki:
1 łyżka oliwy
1 duża szalotka
200 g ryżu do risotto (vialone, carnaroli, arborio)
60-80 ml wermutu lub wytrawnego wina (takie jakie smakowało by z kieliszka)
0,6-0,7 l bulionu warzywnego
1 pęczek nowalijek (2-3 marchewki, pietruszki, por, seler), pokrojonych w małe kawałki 1 pęczek zielonych szparagów (główki odcięte i odłożone, łodygi pokrojone w małe kawałki)
1 łyżka masła
duża garść tartego parmezanu
sól, pieprz
1 cytryna

Przygotowanie: Na dużej głębokiej patelni zeszkliłam szalotkę na oliwie. Dodałam ryż i przez 2-3 minuty smażyłam na średnim ogniu. Zmniejszyłam ogień, wlałam wino i poczekałam, aż ryż wchłonął płyn. Wlałam podgrzany bulion i delikatnie rozmieszałam, poczekałam aż się wchłonął. Dorzuciłam pokrojone nowalijki i łodygi szparagów. Stopniowo dolewałam chochelkę bulionu, czekając aż ryż wchłonie płyn, zanim wlałam kolejną porcję bulionu. Na ostatnie 5 minut gotowania dodałam główki szparagów i dokładnie, choć delikatnie wymieszałam. Po wlaniu całego bulionu, ziarenka ryżu powinny być al dente (miękkie z zewnątrz, twardawe w środku). Wyłączyłam gaz, dodałam sok z 1/2 cytryny, a drugą połowę pokroiłam w cząstki. Dodałam garść parmezanu i masło, doprawiłam pieprzem. Wymieszałam, przykryłam patelnię i zostawiłam na ok. 5 minut.

Schab w prosciutto

Składniki:
1 kg kawałek schabu środkowego
oliwa
zioła (u mnie świeże: majeranek, tymianek, cząber)
czosnek, pokrojony w słupki
plastry prosciutto*
wino/wermut/bulion/woda

Przygotowanie: Dzień wcześniej oczyściłam schab, ponakłuwałam i w dziurki wcisnęłam czosnek. Zioła zmiksowałam z oliwą, by uzyskać luźne pesto. Natarłam tą mieszaniną mięso, zawinęłam w folię i włożyłam na dobę do lodówki (można krócej). Na drugi dzień wyjęłam mięso na ok. 40 minut przed pieczeniem, by odzyskało temperaturę pokojową. Wmasowałam tyle marynaty ile się dało w mięso, resztę odsączyłam, ale zachowałam do naczynia, w którym później miał się piec schab. Plastry prosciutto poukładałam obok siebie (dłuższymi bokami), tak by zachodziły na siebie i stworzyły jeden wielki plaster (dobrze jest poprosić w delikatesach, by przy krojeniu od razu ułożono plastry na wielkość, jaka nam pasuje). Położyłam na tym „plastrze” schab, tak by go możliwie szczelnie zawinąć (od dołu może pozostać bez szynki, ale ważne by góra i boki były dokładnie okryte. Piekarnik w tym czasie nagrzałam do 240 stopni Celsjusza. Schab ułożyłam na resztkach marynaty (można podlać ją winem, wermutem lub bulionem, ewentualnie wodą), a z boku wbiłam termometr. Piekłam najpierw przez 20 minut, a potem zmniejszyłam temperaturę do 175 stopni Celsjusza i piekłam aż mięso miało 77 stopni (ok. 30 minut). Podałam z puree z selera i sałatą z balsamicznym winegretem.

* jeśli dodatek prosciutto jest zbyt drogi, można użyć dobrego wędzonego boczku. Czasem to nawet może być lepszy wybór, jeśli schab jest szczególnie chudy.

Źródło: Kuchnia.tv

Puree z selera

Składniki:
1 duży seler
1 mały ziemniak
mleko
tymianek (lub ew. inne zioła)
masło
sól i pieprz

Przygotowanie: Selera i ziemniaka dokładnie obrałam, pokroiłam w kostkę. Ugotowałam w mleku z tymiankiem. Gdy były już miękkie, odcedziłam, zachowując płyn*. Selera wraz z ziemniakiem zmiksowałam z masłem i chlustem mleka. Przetarłam przez sito. Doprawiłam solą i pieprzem. Wyciskałam z rękawa cukierniczego z ozdobną końcówką, ale jak ktoś się nie chce tak bawić, można po prostu nałożyć łyżką i ozdobić tymiankiem.

* można go użyć, jako elementu zupy ziemniaczano-selerowej, czyli po prostu ugotowanych ziemniaków i selera z dodatkiem białych części pora i aromatycznymi ziołami. Zmiksowane z takim mlekiem będzie wyborne.

Cytrynowy tort bezowy
(wersja mrożona i schłodzona)

Składniki na blaty bezowe:
6 białek
1,5 szklanki drobnego cukru (dałam mniej cukru pudru)
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 łyżeczki soku z cytryny

Przygotowanie: Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec ubijania stopniowo (!) dodawać cukier, dalej miksując. Wmiksować mąkę ziemniaczaną, wanilię i sok z cytryny. 2 blachy wyłożyć papierem do pieczenia. Na papierze narysować 4 okręgi o średnicy 22 cm (u mnie 20). Masę bezową wyłożyć na narysowane koło, wyrównać. Piec około 45 - 60 minut w temperaturze 150 stopni Celsjusza. Ostudzić.

Składniki na masę cytrynową:
1 i 1/4 szklanki cukru (dałam mniej)
75 g masła
1 łyżka otartej skórki z cytryny (dałam więcej)
1 szklanka świeżo wyciśniętego soku z cytryny (potrzeba na to 4 - 5 cytryn)
6 jajek
1,5 szklanki śmietany kremówki

Przygotowanie: W garnuszku umieścić masło, cukier, sok i skórkę z cytryny. Podgrzewać, mieszając, aż wszystko się rozpuści i masa będzie gładka, natychmiast zdjąć z palnika. W miseczce ubić jajka. Do masy jajecznej wlać ciepłą masę cytrynową (nie gorącą!), wymieszać, przelać z powrotem do garnuszka. Podgrzewać, cały czas mieszając, aż masa zgęstnieje, zacznie wrzeć, pogotować na średniej mocy około 1 minuty. Masę przelać do szerszej miseczki, przykryć nasmarowaną masłem folią (folia powinna dotykać masy), by nie utworzyła się skorupa. Schłodzić (masę można też przygotować dzień wcześniej). Kremówkę ubić na sztywno. Delikatnie wymieszać z zimną (!) masą cytrynową.

Tortownicę o średnicy 23 cm (u mnie 20 cm) wyłożyć folią aluminiową (ja wyłożyłam aluminiową i podobnie jak Dorota zrobiłam jeszcze kołnierz z pergaminu do pieczenia). Na dno wyłożyć najmniej ciekawy blat bezowy, na niego wylać 1/3 masy cytrynowej. Powtórzyć czynność jeszcze 2 razy. Na górę pokruszyć 4, ostatni blat. Wstawić do zamrażalnika na minimum całą noc. Po tym czasie tort będzie się miękko kroił i już nadawał do jedzenia, po 24 h będzie bardziej zmrożony i twardy - wtedy przed pokrojeniem wyjmujemy go na 45 minut do temperatury pokojowej. Powyższą wersję robiłam na urodziny mojej mamy, kilka miesięcy temu i była doskonała.

Za drugim razem (właśnie na te swoje urodziny) zrobiłam tę masę cytrynową (zagęszczając ją dodatkową garścią zmielonych migdałów), a cały tort tylko schłodziłam w lodówce przez noc. Przyznaję, że z powodu małej kraksy kuchennej zabrakło mi już masy na dekorację tortu, ale i tak był pyszny.

Źródło: Moje wypieki

Smacznego.

24 komentarze:

asieja pisze...

dobrze, że znów jesteś.
z tyloma pysznościami.

ewe.kott pisze...

ojej, jaki kulinarny zawrót głowy :)

też jesteś z maja? a z którego? ja z 7 :) i jestem typowym byczkiem :)

fajnie że jesteś z powrotem :)
pozdrawiam ciepło!

aga pisze...

ale pysznosci:) :)

Amber pisze...

Tilli, to WIELKI powrót! I jaki smaczny. Prawdziwa uczta zmysłów!

Anonimowy pisze...

Niesamowita uczte zgotowalas, Tili! Mam nadzieje, ze teraz bedziesz sie pojawiac choc odrobinke czesciej? Bo brakuje tutaj tego Twojego jedynego w swoim rodzaju stylu!

Pozdrawiam goraco!

Gospodarna narzeczona pisze...

Dobrze że jesteś. I ja wierzę w sens, więc życzę ci byś go odnalazła. Ściskam ciepło.

Monika pisze...

Tili, cudnie! Za oknem szaro a u Ciebie o maju i nowalijkach - dobrze że przypominasz że one znów się pojawia :)

Urodzinowy obiad wspaniały, a przy okazji przypomniało mi się jaki cudny makaronikowy tort Oko niedawno pokazało Twojego autorstwa - bomba :)

Pozdrawiam cieplutko :)))

buruuberii pisze...

Oj Tili, czyli czasem pisze sie o czyms pol roku pozniej? Ale wrto czekac, bo wspomnienia widze mile i moglas sie nimi cieszyc!

Mnie najbardziej bezy kusza, bezy z cytrynowym kremem przypominaja jakos pewne makaronikowe warsztaty :)

Pozdrowien sle moc!

kasiac pisze...

Tili, jak to dobrze, że jesteś :)

Monika. L pisze...

Tak, wszystko jest po coś :)
Nawet kiedy męczy i boli, też w to wierzę :)

Daj sobie czas i spokój.
A kuchnia jak widać wciąż pod Twoim panowaniem obfituje w pyszności :)

pozdrawiam
M.

KUCHARNIA, Anna-Maria pisze...

Tili! Jak dobrze, że znów jesteś! Spokoju dużo Ci życzę! I gotuj nam dalej tak pysznie:)
Pozdrawiam serdecznie!

Asia pisze...

Umiejętność projektowania słońca to chyba najcenniejsza umiejętność jaką można posiadać. A na przygotowanie kuchni na urodziny - dla mnie taki czas jest odpoczynkiem. I wlasnie o ten czas przed przyjściem gości chodzi.

Tilianara pisze...

Dzięki Wam, za miłe słowa, za obecność i za to, że mimo, że majowe wspomnienia Wam pokazuję, to jednak podobają się one Wam :) Obiecuję poprawę i będę już tutaj więcej, bo na długo to ja nie mogę od Was znikać ... tęskno mi do Was było :) Ściskam Was wszystkich cieplutko, a już wkrótce kolejne smakołyki czasem wspominkowe czasem aktualne :)

amarantka pisze...

Tili, Mistrzynią jesteś, wiesz! wspaniałą ucztę, bo innego słowa tu użyć nie można, przygotowałaś :) czoła chylę i podziwiam :)

I cieszę się, że się pojawiłaś. Choćby na chwilę.
A pamiętasz, że po burzy zawsze wychodzi słońce?
Uściski!

Agata pisze...

ile pysznosci. Te puree jest tak ślicznie podane ;) Ja teraz mam ochote na ten tort cytrynowo bezowy, tym bardziej że własnie pije kawke

kass pisze...

Tym majem to mi aż zapachniało!
Menu - ja to u Ciebie w zwyczaju - bogate, ja urodziny mam za dwa dni i własnie myślę co tu wykombinować ciekawego...

ptasia pisze...

Jak wiosennie się zrobiło! Zwłaszcza dzięki grzankom - te pomidory i bób do mnie wołają. A schab bardzo mnie zaciekawił.
Ściskam mocno i trzymam kciuki za przyszłość.

viridianka pisze...

aj aj aj jakie kolory i ile ich tu :)) same smakołyki. Ten tort mrożony bezowy... to coś dla mnie musze zrobić:)

pozdrawiam ciepło!

Paula pisze...

wszystko mi się podoba, a szczególnie ten bezowy tort. taki letni

Szarlotek pisze...

Soczyście, świeżo i bardzo apetycznie :) Taka wiosna zimą, to sama przyjemność :) Dziękuję, bo czytając wpis zrobiło mi się tak cieplutko przy sercu. Jak bym była w domu....

majka pisze...

Tili droga, mam nadzieje, ze te wszystkie zawirowania juz za Toba i znow bedziesz zachwycac swoimi daniami. A jeszcze bardziej sposobem, w jaki piszesz. Czy pisalam Ci juz kiedys (wydaje mi sie, ze pisalam), ze czytajac Cie czuje sie tak, jakby ktos malowal przede mna obraz? Obraz pelen smakow :)

A na Twoim stole znow same pysznosci. Ja nigdy nie wiem, co najpierw podziwiac :) A dzis skusilabym sie na ten bezowy torcik :))

Buziaki.

karoLina pisze...

Za oknem deszczowy listopad, więc marzy mi się nawet i deszczowy maj. Pyszny urodzinowy obiad, ale z największym pożądaniem też patrzę na ten torcik, bo co najmniej akceptowalne bezy ciągle jeszcze przede mną.

Mam nadzieję, że wszystko wkrótce się ułoży i usłyszymy od Ciebie więcej, a gotować/piec i tak zawsze warto, bo terapeutyczny efekt murowany. Przynajmniej na chwilkę. A czasem dobre i to.

Krokodyl pisze...

Ale pyszne urodziny. Pozazdrościłam.... biesiadnikom. :-))
P.S. No i fakt, czasem tak trzeba.

Gosia Oczko pisze...

Tak, tak! ta wanilia nuta w szparagowej była pyszna! Zresztą wszystko było dobre!

ściskam mocno!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...