Nie mogę się już doczekać na Festiwal Dyni i dlatego dziś pojechaliśmy z mężem pod Warszawę kupić dynie. Już od kilku dni chodzą mi po głowie różne kulinarne połączenia - a to z pomarańczami, a to z fenkułem, nie zapominając o tradycyjnej zupie z ziemniakami.
Tymczasem eksperymentuję z winogronami. Moja babcia ma niewielką działeczkę, z której co roku dostajemy zatrzęsienia różnych owoców. W tym roku niewiele mogłam z nich zrobić, poza masowym zamrażaniem, gdyż moje kolano już od ponad dwóch lat rehabilitowane, wciąż nie chce się wykurować i nie pozwala na zbyt długie stanie w kuchni.
Jednak kiedy wczoraj babcia powiedziała mi, że zbiera winogrona na wino, postanowiłam się nie poddać. Zabrałam jedno wiadro jasnych gron i z odrobiną wody i połową szklanki brązowego cukru rozpoczęłam przerabianie na mus. Gotuję długo (jak na razie ok. 4 godzin) i zamierzam jeszcze je tak potrzymać na małym ogniu, by uzyskać jak najbardziej zredukowany, karmelowy smak. Myślę, że z jabłkowym musem, będzie to wspaniały dodatek do ciast. Zobaczymy :)
Dopełnieniem całości są śliczne różyczki z ogrodu, które wprowadzają jeszcze ostatnie letnie reminiscencje do jesiennych już dni. Na szczęście na razie jeszcze za oknem świeci całkiem przyjemnie słoneczko, więc czas wybrać się na spacer.
Pozdrawiam.
1 komentarz:
Piekne dynie! Z niecierpliwoscia czekam na to, co z nich wyczarujesz! :)
Prześlij komentarz