Ciąg dalszy spektaklu kulinarno-wyjazdowego, tym razem pod sztandarem rzucania palenia, ponieważ nasz Kurczak Mały wspaniałą decyzję podjął, że czas skończyć z paskudnym nałogiem. I tak nas - swoje dwie Kwoczki - poprosiła, byśmy za łapkę ją potrzymały i czasu jeszcze trochę razem spędziły w jej Piernikowie, by ułatwić rzucanie palenia i wesprzeć, gdy smutno i źle. Jak mogłyśmy odmówić tak szlachetnemu celowi naszej Księżniczki?
Wyjazd rozpoczął się w podwarszawskiej Zacisznej u Oczka, gdzie to smaczne zupki spałaszowaliśmy. Tylko Hirek był jakiś nie swój. Tęskno mu było do Ptaszyn i tych nocnych harców, więc skoro nawet nie chciał jeść ulubionych migdałowych okruszków, to przysiadł mi na dłoniach, by troszkę się rozgrzać, zanim w folijce do walizki się dał spakować.
I tak rozpoczęła się podróż pociągiem, a potem taxi do Domku na Kurzej Stopce, gdzie wytrwale wspierałyśmy naszego Kurczaka w rzucaniu palenia. Nie to było jednak jedynym naszym zajęciem. Bo czyż może być coś lepszego na troski i smuteczki niż pieczenie własnego pieczywa i zajadanie różnych, wspólnie upichconych pyszności albo też spacery po mroźnej, ale urokliwej starówce toruńskiej? Nie takie jednak grzeczne z nas dziewczynki cały czas były ... wino, sery i oliwki na stole i można było rozmawiać do rana.
Ale po kolei.
Jeszcze niedzielnym wieczorem wyrobiłyśmy wytrwale ciasto na bułeczki, co to rosną kiedy pijesz, znaczy śpisz. Gdyż my oczywiście po ich uformowaniu i wrzuceniu w zimną otchłań lodówki, zamiast grzecznie pójść spać, to niemalże do białego rana plotkowałyśmy popijając White Lady i zajadając czekoladki. Czy to nasze niedospanie, czy też może psikus jeszcze wciąż mało używanego kurczakowego piekarnika, dość że część bułeczek, dokładnie ta co to swoje miejsca zajęła w lewej stronie piekarnika, się nie dopiekła. Pozostało tylko wzruszyć ramionkami i spałaszować z serkami te upieczone dorodne okazy.
To pożywne śniadanko, dało nam siły i energie do podboju toruńskiej starówki. Wprawdzie ziąb był niesamowity, ale twardo chodziłyśmy uliczkami, co i rusz zaglądając do najrozmaitszych księgarni. I tak moja walizka z lekkiej stała sie ogromnie ciężka, ale za to w jak wspaniałe książeczki się zaopatrzyłam. Oczywiście nie zapominajmy o cudownym kocie, co to łypał na nas swoimi złotymi oczkami i chyba wiedział, że Hirek ptaszyna siedzi w moim plecaku. Schrupałby go pewnie ze smakiem, ale nie dałyśmy mu okazji do okrutnych zabaw i nasze kroki skierowałyśmy na Rynek.
Tam wybór miejsca na obiad był prosty i szybki - Manekin. Tanie i dobre jedzonko, a przede wszystkim krem z borowików, co to naszej Zupoholiczce przy poprzedniej wizycie w Piernikowie przeszedł koło nosa. A że zziębnięty i przestraszony był Hirek po spacerach w moim plecaki i groźbie nadgryzienia go przez kota, co to niemalże jak bliźniak mojej Briczolli był, to się ptaszyna biedny ogrzał trochę, wcale niechętnie wychodząc ze swojej torebeczki z mojego plecaka. Dopiero pyszności na stole przekonały go do wychylenia dzioba i skubnięcia trochę naleśnika i zanurzenia dziubka w borowikowym kremie. Mniam.
W kurczakowej kuchni jeszcze nie jeden, ale dwa wypieki powstały. Najpierw wybór padł na bułeczki razowe naszej Pieczywowej Guru, Tatter. Cudowne w obróbce, choć i one wymagały wspomożenia się Bertinetem, za to gdy rano do łóżeczka nam Kwoczkom nasza Księżniczka przyniocła je posmarowane serkiem lub z plasterkiem pleśniowca, z kawką zbożową do kompletu ... no bajka normalnie.
A że bajka bez księżniczek być nie może, to Oczko ukoronowała Kurczaczka na oficjalną już Księżniczkę, z piękną różową koroną, co to wspaniale współgra z nowym Hirkowym różowym moherkiem, sprezentowanym tym razem przez Toruniankę. Wielce prezentowy był to czas, gdyż nawet nasze Oczko dostało swoje przedimieninowe prezenty, w postaci miarek i upragnionego pędzelka.
A żeby prezentom nie było końca, to na sam koniec jeszcze pojawiło się moje risotto piernikowe, bo jakież inne mogłoby być w mieście piernika. Na patelni powoli powstawało, dokarmiane kawowym likierem i mlekiem, aromatami piernika, a na zupełny już koniec posypane uprażonymi migdałowymi płatkami, orzeszkami i cudownie rozpływaącymi się wirókami czekolady. Z półwytrawnym winem ta słodka kolacja była wyborna.
Delektowałyśmy się powoli wspaniałym smakiem i aromatem risotta, a niedaleko kaloryfera rósł nasz ostatni wypiek. Puszysty, jasny o delikatnym aromacie cebulki chlebek pszenny, który z prawdziwą przyjemnością podjadłyśmy na śniadanie, by mieć dużo sił na powrót pociągiem do Warszawy., w którym to Oczko zmrużyło oczka, a ja podziwiałam piękne widoki posypanych śniegiem pól i lasów, czasem nieśmiało oświetlanych przez wytrwale przebijające się promienie słoneczka. Aż szkoda, że żadne zdjęcie z tego nie powstało. Za to cebulowego chlebka zostało jeszcze dość, by nasza rzucająca palenie, bardzo silna i wytrwała Księżniczka, miała na cały dzionek, a może i dwa, by odganiać głód lub dla zwykłego miłego wspominania tak smacznego i zabawnego długiego weekendu.
I tak Stolica bawiła się w Piernikowie - jadła, piła, piekła i gotowała, a przede wszystkim bardzo dobrze się bawiła. Trzymaj się Agatko i nie dawaj żadnym kryzysom nałogowym, gdyż my tutaj mocno za Ciebie kciuki trzymamy. Dla pocieszenia powiem jeszcze, że gdy to ja rzucałam palenie kilka lat temu, to o wiele gorzej to znosiłam - zarówno ja jak i moje otoczenie, więc z autopsji mogę powiedzieć, że dzielnym Kurczakiem jesteś!
Buziaki Dziewczynki :***
Bułeczki, które rosną kiedy śpisz
(12 bułeczek)
Składniki:
25 g masła
1 szklanka mleka
25 g drożdży (7 g drożdży instant - ich użyłyśmy)
1 łyżeczka soli
1 jajko
500 g mąki
mleko do posmarowania
mak do posypania
Przygotowanie: Wieczorem przygotowałyśmy ciasto. Masło rozpuściłyśmy i ostudziłyśmy do temperatury pokojowej. W tym czasie wyjęłyśmy wszystko z lodówki i zostawiłyśmy na blacie, by nabrało temperatury pokojowej. Wieczorem przygotować ciasto - wszystkie składniki muszą mieć temperaturę pokojową. Suche składniki wymieszałyśmy w misce, następnie dodałyśmy masło, mleko i jajko. Wyrobiłyśmy gładkie ciasto (wspomagając się metodą Bertineta). Uformowałyśmy 12 bułeczek (należy je spłaszczyć, bo sporo urosną do góry) i wyłożyłyśmy na pergamin. Tak wstawiłyśmy do lodówki na dolną półkę (najlepiej na blasze, ale ponieważ my miałyśmy za małą lodówkę to na dwóch płaskich talerzykach). Rano wyjęłyśmy bułeczki, posmarowałyśmy mlekiem, posypałyśmy makiem i piekłyśmy przez 10 minut w 250 stopniach Celsiusa.
Źródło: Blog Atinki "Tak sobie pichcę"
Proste bułeczki pszenne razowe
Składniki:
150 g mąki pszennej razowej
350 g maki pszennej chlebowej
1 łyżeczka drożdży instant
150 g mleka
200 g wody
1 łyżka soli
1 łyżka miękkiego masła
Przygotowanie: Drożdże połączyłyśmy z mąkami. Dodałyśmy resztę składników, wymieszałyśmy wszystko i wyrobiłyśmy sprężyste, spoiste ciasto (metoda Bertineta znów sie przydała). Odłożyłyśmy do wyrośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie delikatnie odgazowałyśmy, zwijając ciasto w rulon i nożem podzieliśmy na 8 bułeczek (po ok. 112 g). Uformowałyśmy kulki i złączeniem w górę odłożyłyśmy pod przykryciem na 15 minut. Nastepnie z każdej kulki uformowałyśmy bułeczki, które układałyśmy na blasze wyłożonej pergaminem. Delikatnie je spłaszczyłyśmy. Zostawiłyśmy do ponownego wyrośnięcia na nieco ponad godzinę. Bułeczki powinny byc dobrze napuszone i lekkie. Piekłyśmy w 210 stopniach Celsiusa z termoogiegiem (lub 230 bez) z para przez ok. 20 minut.
Źródło: Piekarnia Tatter "Tatter o Chlebie"
Piernikowe risotto
(2-3 porcje obiadowe lub 4-5 przystawek/deserów)
Składniki:
1 łyżka masła z kroplą oleju arachidowego (lub oliwy)
1 mała cebula cukrowa, drobno posiekana
1 łyżka przyprawy do piernika (kotanyi, jeśli inna, mniej aromatyczna to więcej)
75 ml. słodkiego wina/wermutu/likieru (użyłam likieru kawowego)
200 g ryżu arborio (lub innego do risotto)
600 ml mleka
1-2 łyżki soku z limonki/cytryny/pomarańczy
1 łyżka masła
1 łyżka likieru
garść płatków migdałowych i posiekanych orzechów włoskich, uprażonych
2 kostki czekolady
Przygotowanie: Na dużej głębokiej patelni zeszkliłam i poddusiłam cebulkę. Dodałam przyprawę do piernika i ryż, które prażyłam przez ok. 2-3 minuty na średnim ogniu. Zmniejszyłam ogień, wlałam likier i poczekałam, aż ryż wchłonął płyn. Następnie stopniowo dolewałam po chochelce ciepłego mleka, czekając aż ryż wchłonie płyn, zanim wlałam kolejną porcję. Po wlaniu całego mleka, wyłączyłam gaz, dodałam sok z cytryny, łyżkę masła i amaretto. Po starannym wymieszaniu, przykryłam risotto na 3-5 minut. Podałam z uprażonymi płatkami migdałowymi, orzechami i startą na tarce czekoladą.
Chleb pszenny z cebulką
Składniki:
400 g mąki pszennej (użyłyśmy chlebowej)
7 g drożdży (użyłyśmy 25 g świeżych)
2 łyżki oliwy
duża cebula (drobniutko pokrojona, zeszklona na oliwie) (użyłyśmy 1 czubatą łyżkę cebuli suszonej, utartej w moździerzu
1 łyżka cukru
1½ łyżeczki soli
250 ml wody
łyżeczka maku (do posypania)
Przygotowanie: Najpierw przygotowałyśmy rozczyn z drożdży, cukru i mleka. Potem wymieszałyśmy wszystkie składniki (można wyrobić ciasto w maszynie i tam zostawić do wyrośnięcia). Ciasto było dość luźne, ale wystarczyło wyrabiać je metodą Bertineta, by już po kilku minutach było idealnie gładkie (być może wystarczy tez mikserem). Odłożyłyśmy ciasto do rośnięcia na 1 1/2 godziny, a po tym czasie odgazowałyśmy, wyrobiłyśmy i przełożyłyśmy złożone do keksówki. Wydaje mi się, że można by piec ten chlebek i bez formy, w dowolnym kształcie bochenka. W formie zostawiłyśmy pod przykryciem do wyrośnięcia na ok. 40-50 minut, ale posmarowałyśmy odrobiną oleju, by nie zeschła się skórka. Piekarnik nagrzałyśmy do 200 stopni Celsiusa (piekłyśmy w 180 stopniach Celsiusa z termoobiegiem). Przed pieczeniem posmarowałyśmy mlekiem i posypałyśmy sezamem. Piekłyśmy przez około 35 minut.
Źródło: Blog Atinki "Tak sobie pichcę"
Smacznego.
Wyjazd rozpoczął się w podwarszawskiej Zacisznej u Oczka, gdzie to smaczne zupki spałaszowaliśmy. Tylko Hirek był jakiś nie swój. Tęskno mu było do Ptaszyn i tych nocnych harców, więc skoro nawet nie chciał jeść ulubionych migdałowych okruszków, to przysiadł mi na dłoniach, by troszkę się rozgrzać, zanim w folijce do walizki się dał spakować.
I tak rozpoczęła się podróż pociągiem, a potem taxi do Domku na Kurzej Stopce, gdzie wytrwale wspierałyśmy naszego Kurczaka w rzucaniu palenia. Nie to było jednak jedynym naszym zajęciem. Bo czyż może być coś lepszego na troski i smuteczki niż pieczenie własnego pieczywa i zajadanie różnych, wspólnie upichconych pyszności albo też spacery po mroźnej, ale urokliwej starówce toruńskiej? Nie takie jednak grzeczne z nas dziewczynki cały czas były ... wino, sery i oliwki na stole i można było rozmawiać do rana.
Ale po kolei.
Jeszcze niedzielnym wieczorem wyrobiłyśmy wytrwale ciasto na bułeczki, co to rosną kiedy pijesz, znaczy śpisz. Gdyż my oczywiście po ich uformowaniu i wrzuceniu w zimną otchłań lodówki, zamiast grzecznie pójść spać, to niemalże do białego rana plotkowałyśmy popijając White Lady i zajadając czekoladki. Czy to nasze niedospanie, czy też może psikus jeszcze wciąż mało używanego kurczakowego piekarnika, dość że część bułeczek, dokładnie ta co to swoje miejsca zajęła w lewej stronie piekarnika, się nie dopiekła. Pozostało tylko wzruszyć ramionkami i spałaszować z serkami te upieczone dorodne okazy.
To pożywne śniadanko, dało nam siły i energie do podboju toruńskiej starówki. Wprawdzie ziąb był niesamowity, ale twardo chodziłyśmy uliczkami, co i rusz zaglądając do najrozmaitszych księgarni. I tak moja walizka z lekkiej stała sie ogromnie ciężka, ale za to w jak wspaniałe książeczki się zaopatrzyłam. Oczywiście nie zapominajmy o cudownym kocie, co to łypał na nas swoimi złotymi oczkami i chyba wiedział, że Hirek ptaszyna siedzi w moim plecaku. Schrupałby go pewnie ze smakiem, ale nie dałyśmy mu okazji do okrutnych zabaw i nasze kroki skierowałyśmy na Rynek.
Tam wybór miejsca na obiad był prosty i szybki - Manekin. Tanie i dobre jedzonko, a przede wszystkim krem z borowików, co to naszej Zupoholiczce przy poprzedniej wizycie w Piernikowie przeszedł koło nosa. A że zziębnięty i przestraszony był Hirek po spacerach w moim plecaki i groźbie nadgryzienia go przez kota, co to niemalże jak bliźniak mojej Briczolli był, to się ptaszyna biedny ogrzał trochę, wcale niechętnie wychodząc ze swojej torebeczki z mojego plecaka. Dopiero pyszności na stole przekonały go do wychylenia dzioba i skubnięcia trochę naleśnika i zanurzenia dziubka w borowikowym kremie. Mniam.
W kurczakowej kuchni jeszcze nie jeden, ale dwa wypieki powstały. Najpierw wybór padł na bułeczki razowe naszej Pieczywowej Guru, Tatter. Cudowne w obróbce, choć i one wymagały wspomożenia się Bertinetem, za to gdy rano do łóżeczka nam Kwoczkom nasza Księżniczka przyniocła je posmarowane serkiem lub z plasterkiem pleśniowca, z kawką zbożową do kompletu ... no bajka normalnie.
A że bajka bez księżniczek być nie może, to Oczko ukoronowała Kurczaczka na oficjalną już Księżniczkę, z piękną różową koroną, co to wspaniale współgra z nowym Hirkowym różowym moherkiem, sprezentowanym tym razem przez Toruniankę. Wielce prezentowy był to czas, gdyż nawet nasze Oczko dostało swoje przedimieninowe prezenty, w postaci miarek i upragnionego pędzelka.
A żeby prezentom nie było końca, to na sam koniec jeszcze pojawiło się moje risotto piernikowe, bo jakież inne mogłoby być w mieście piernika. Na patelni powoli powstawało, dokarmiane kawowym likierem i mlekiem, aromatami piernika, a na zupełny już koniec posypane uprażonymi migdałowymi płatkami, orzeszkami i cudownie rozpływaącymi się wirókami czekolady. Z półwytrawnym winem ta słodka kolacja była wyborna.
Delektowałyśmy się powoli wspaniałym smakiem i aromatem risotta, a niedaleko kaloryfera rósł nasz ostatni wypiek. Puszysty, jasny o delikatnym aromacie cebulki chlebek pszenny, który z prawdziwą przyjemnością podjadłyśmy na śniadanie, by mieć dużo sił na powrót pociągiem do Warszawy., w którym to Oczko zmrużyło oczka, a ja podziwiałam piękne widoki posypanych śniegiem pól i lasów, czasem nieśmiało oświetlanych przez wytrwale przebijające się promienie słoneczka. Aż szkoda, że żadne zdjęcie z tego nie powstało. Za to cebulowego chlebka zostało jeszcze dość, by nasza rzucająca palenie, bardzo silna i wytrwała Księżniczka, miała na cały dzionek, a może i dwa, by odganiać głód lub dla zwykłego miłego wspominania tak smacznego i zabawnego długiego weekendu.
I tak Stolica bawiła się w Piernikowie - jadła, piła, piekła i gotowała, a przede wszystkim bardzo dobrze się bawiła. Trzymaj się Agatko i nie dawaj żadnym kryzysom nałogowym, gdyż my tutaj mocno za Ciebie kciuki trzymamy. Dla pocieszenia powiem jeszcze, że gdy to ja rzucałam palenie kilka lat temu, to o wiele gorzej to znosiłam - zarówno ja jak i moje otoczenie, więc z autopsji mogę powiedzieć, że dzielnym Kurczakiem jesteś!
Buziaki Dziewczynki :***
Bułeczki, które rosną kiedy śpisz
(12 bułeczek)
Składniki:
25 g masła
1 szklanka mleka
25 g drożdży (7 g drożdży instant - ich użyłyśmy)
1 łyżeczka soli
1 jajko
500 g mąki
mleko do posmarowania
mak do posypania
Przygotowanie: Wieczorem przygotowałyśmy ciasto. Masło rozpuściłyśmy i ostudziłyśmy do temperatury pokojowej. W tym czasie wyjęłyśmy wszystko z lodówki i zostawiłyśmy na blacie, by nabrało temperatury pokojowej. Wieczorem przygotować ciasto - wszystkie składniki muszą mieć temperaturę pokojową. Suche składniki wymieszałyśmy w misce, następnie dodałyśmy masło, mleko i jajko. Wyrobiłyśmy gładkie ciasto (wspomagając się metodą Bertineta). Uformowałyśmy 12 bułeczek (należy je spłaszczyć, bo sporo urosną do góry) i wyłożyłyśmy na pergamin. Tak wstawiłyśmy do lodówki na dolną półkę (najlepiej na blasze, ale ponieważ my miałyśmy za małą lodówkę to na dwóch płaskich talerzykach). Rano wyjęłyśmy bułeczki, posmarowałyśmy mlekiem, posypałyśmy makiem i piekłyśmy przez 10 minut w 250 stopniach Celsiusa.
Źródło: Blog Atinki "Tak sobie pichcę"
Proste bułeczki pszenne razowe
Składniki:
150 g mąki pszennej razowej
350 g maki pszennej chlebowej
1 łyżeczka drożdży instant
150 g mleka
200 g wody
1 łyżka soli
1 łyżka miękkiego masła
Przygotowanie: Drożdże połączyłyśmy z mąkami. Dodałyśmy resztę składników, wymieszałyśmy wszystko i wyrobiłyśmy sprężyste, spoiste ciasto (metoda Bertineta znów sie przydała). Odłożyłyśmy do wyrośnięcia na 1 godzinę. Po tym czasie delikatnie odgazowałyśmy, zwijając ciasto w rulon i nożem podzieliśmy na 8 bułeczek (po ok. 112 g). Uformowałyśmy kulki i złączeniem w górę odłożyłyśmy pod przykryciem na 15 minut. Nastepnie z każdej kulki uformowałyśmy bułeczki, które układałyśmy na blasze wyłożonej pergaminem. Delikatnie je spłaszczyłyśmy. Zostawiłyśmy do ponownego wyrośnięcia na nieco ponad godzinę. Bułeczki powinny byc dobrze napuszone i lekkie. Piekłyśmy w 210 stopniach Celsiusa z termoogiegiem (lub 230 bez) z para przez ok. 20 minut.
Źródło: Piekarnia Tatter "Tatter o Chlebie"
Piernikowe risotto
(2-3 porcje obiadowe lub 4-5 przystawek/deserów)
Składniki:
1 łyżka masła z kroplą oleju arachidowego (lub oliwy)
1 mała cebula cukrowa, drobno posiekana
1 łyżka przyprawy do piernika (kotanyi, jeśli inna, mniej aromatyczna to więcej)
75 ml. słodkiego wina/wermutu/likieru (użyłam likieru kawowego)
200 g ryżu arborio (lub innego do risotto)
600 ml mleka
1-2 łyżki soku z limonki/cytryny/pomarańczy
1 łyżka masła
1 łyżka likieru
garść płatków migdałowych i posiekanych orzechów włoskich, uprażonych
2 kostki czekolady
Przygotowanie: Na dużej głębokiej patelni zeszkliłam i poddusiłam cebulkę. Dodałam przyprawę do piernika i ryż, które prażyłam przez ok. 2-3 minuty na średnim ogniu. Zmniejszyłam ogień, wlałam likier i poczekałam, aż ryż wchłonął płyn. Następnie stopniowo dolewałam po chochelce ciepłego mleka, czekając aż ryż wchłonie płyn, zanim wlałam kolejną porcję. Po wlaniu całego mleka, wyłączyłam gaz, dodałam sok z cytryny, łyżkę masła i amaretto. Po starannym wymieszaniu, przykryłam risotto na 3-5 minut. Podałam z uprażonymi płatkami migdałowymi, orzechami i startą na tarce czekoladą.
Chleb pszenny z cebulką
Składniki:
400 g mąki pszennej (użyłyśmy chlebowej)
7 g drożdży (użyłyśmy 25 g świeżych)
2 łyżki oliwy
duża cebula (drobniutko pokrojona, zeszklona na oliwie) (użyłyśmy 1 czubatą łyżkę cebuli suszonej, utartej w moździerzu
1 łyżka cukru
1½ łyżeczki soli
250 ml wody
łyżeczka maku (do posypania)
Przygotowanie: Najpierw przygotowałyśmy rozczyn z drożdży, cukru i mleka. Potem wymieszałyśmy wszystkie składniki (można wyrobić ciasto w maszynie i tam zostawić do wyrośnięcia). Ciasto było dość luźne, ale wystarczyło wyrabiać je metodą Bertineta, by już po kilku minutach było idealnie gładkie (być może wystarczy tez mikserem). Odłożyłyśmy ciasto do rośnięcia na 1 1/2 godziny, a po tym czasie odgazowałyśmy, wyrobiłyśmy i przełożyłyśmy złożone do keksówki. Wydaje mi się, że można by piec ten chlebek i bez formy, w dowolnym kształcie bochenka. W formie zostawiłyśmy pod przykryciem do wyrośnięcia na ok. 40-50 minut, ale posmarowałyśmy odrobiną oleju, by nie zeschła się skórka. Piekarnik nagrzałyśmy do 200 stopni Celsiusa (piekłyśmy w 180 stopniach Celsiusa z termoobiegiem). Przed pieczeniem posmarowałyśmy mlekiem i posypałyśmy sezamem. Piekłyśmy przez około 35 minut.
Źródło: Blog Atinki "Tak sobie pichcę"
Smacznego.
15 komentarzy:
Skoro piszesz to znaczy już Ci trochę lepiej na zdrowiu, a to dobrze. Bardzo podoba mi się przepis na risotto piernikowe.Nigdy bym na coś takiego nie wpadł;-)
Aleście babeczki pięknie weekend spędziły! Pozdrawiam i zazadroszczę!
Tili, kolejny wspaniały opis ! :))) Może i sie powtarzam,ale naprawdę bardzo mi się podoba :))
Mnie również to risotto urzeka, bo jestem fanką takich piernikowych zapachów. Moze kiedyś sie na nie skusze :)
Piękne wypieki moje kochane Dziewczęta!:)
Pozdrówka.
Majana
Super, jak czytam, to od razu sobie przypominam i trochę mi tęskno ;)
buziaki!
Tilii słodko to opisałaś :)
To ja dziękuje za wszystko i wcale dzielna nie jestem, cholernie mi ciężko, a nie zapaliłam jeszcze tylko dlatego, że głupio by było nie ;)
Czy obrażona jesteś, ze nie odbierasz tel, ani nie odp na smsy?
Zemfi mi tez :(
Tili bardzo się cieszę, że pieczywko się udało i smakowało:) A i mnie bardzo się podoba to risotto:) Trzeba będzie kiedyś wypróbować:) Pozdrówka:)
Aga spieszę z wieściami, że Tilia nie obrażona a zarobiona - grochówę warzyła u brata ;)) I mnie chce boczkiem zdemoralizować ;)P
Uwielbiam czytać relacje z tych Waszych babskich, kulinarnych poczynań! :)
Tili, ja żem jeszcze tego tutaj nie pisała, ale cudne jest to risotto ;)! Jej, ja muszę je kiedyś wypróbować, bo ja się z tymi ryżami powoli rozkręcam :). Zawsze myślałam, że to tak długo się gotuje... A tu siup i moja porcja indywidualna była gotowa w 20 minut!
Ha, a bułeczki i chlebek też niczego sobie :).
Tili, zazdroszczę wam takiego wspólnego gotowania ehh :)
A risotto cudne, ale najpierw muszę spróbować Twojego grzybowego z vermutem :)
pozdrawiam cieplutko
Aga
Aha! to nie była grochówa a kapuśniak ;))
Tiluś, zdrówka Słońce, leż w łóżeczku i przeglądaj te 1200 zdjęć ;)***
Witaj, Tilianaro, właściwie po raz pierwszy gruntownie zwiedzam Twego bloga! Pierwszy zachwyt wywołało u mnie zdjecie bułeczek na niebieskim talerzu - jakie śliczne światło!
Pozdrawiam serdecznie i ruszam do lektury dalszych postów.
Ja to sobie myślę Tili, że chciałabym chyba zamiast Hirka w tym plecaku siedzieć, tylko cholernie ciężko byś miała... ;-) Fajen te Wasze kulinarne spotkania! :)
Tiliuś nie odpisałam wczoraj na @ bom wybyła na miasto... ;)
Grumko, niestety nie lepiej, a pewnie i gorzej :( Jutro do lekarza idę :(( A to risotto piernikowe tak jakoś przyszło do mnie gdy myślałam o Festiwalu Pierniczków, tyle że wtedy się nie wyrobiłam z nim :)
Kass, dzięki i zapraszamy :)))
Majanko, ja bym chciała do Ciebie na Twoje słodkości podskoczyć :) Oj chciałabym żebyś do Warszawy zawitała, to byśmy Cię z Oczko już pewnie nie wypuściły Muffinkowa Królowo :)))
Oczko, oj tak :) Ale teraz czekam tylko na zdrowie i zabieramy się za sushi :))) Aaaa, no i nie grochówkę, tylko kapuśniak - pewnie niedługo wrzucę na bloga - pyszny z boczusiem ;p
Aga, dzięki Kurczaku :) Nie obrażona, tylko nieobecna, bo najpierw u brata byłam, a teraz coraz bardziej chora :( chyba zapalenia płuc się nabawiłam :( buuu
Atinko, chlebek był cudowny i na pewno jeszcze nie raz go upiekę :)))
Casiu, dziękuję i cieszy mnie to ogromnie :) Zapraszam :)
Olalala, daj znać, jeśli zrobisz risotto piernikowe i smacznego życzę :)
Zapiecek, dzięki :) i smacznego - oba risotta są wspaniałe :) A powoli zaczynam obmyślać już nowe wersje :)))
Aniu, dziękuję :) Zdjęcia dopiero uczę się robić, ale sprawia mi to coraz większą frajdę :) Za to zdjęcia u Ciebie to dopiero bajka!
Małgosiu, spoko, nie ma problemu, jakąś rykszę sobie załatwię i moge Cię wozić, szczególnie jeśli będziesz mnie podkarmiać zobaczonym właśnie u Ciebie blokiem czekoladowym :) Kalorie spale od razu hihihi :))) A na spotkania kulinarne zapraszamy ... lub się wprosimy :)))
Prześlij komentarz