Tarty mają w sobie dokładnie to czego spodziewam się po przedwiośniu. Jeszcze wiele bieli, ostatnich oznak zimy, ale jednocześnie coraz więcej słońca, zieleni traw i pierwszych kwiatów odważnie przebijających się przez zimną wciąż ziemię. Te same wrażenia mam gdy wyciągałam z żaru pieca okrągłe słoneczko wytrawnej tarty. Dominowała biel i jasna żółć, prawie jak zimowego słońca, ale gdzieniegdzie gorąc piekarnika zabarwił na złoto brzegi placka. Co najważniejsze jednak cała ta zimowa, bialutka powierzchnia była upstrzona to tu to tam aromatycznymi ziołami, czasem wystającym kawałkiem wędzonej ryby czy kopru włoskiego, niby pierwiosnki czy krokusy między śniegami.
Kiedy na talerzu leży kawałek ciepłego placka, za oknem szaleje w swych ostatnich podrygach Sroga Zima, uśmiecham się gdy w domu widzę coraz więcej znaków przebudzenia Natury. W wazonie bazie tulą się z tulipanami, w sercu tęskno do żonkili, ale jakoś ciągle nie mogę znaleźć jeszcze ładnych bukietów na targu, na półkach z pudełek i szafek wyciągane zostają wielkanocne stroiki, z dumą obiecujące wiosnę i odrodzenie. Sama tarta pasująca do tradycji postnych, przedwielkanocnych posiłków nasuwa myśli o wiośnie.
Nie mogę powiedzieć o sobie jako o osobie szczególnie wierzącej w jakąkolwiek religię. Jednak przemijanie pór roku niezmiennie staje się dla mnie pewnym magicznym, pełnym sacrum zdarzeniem, które obchodzę na swoje, różne sposoby. Czasem widzę nowe i młode w kwiatach, czasem w listkach krzewów mijanych, gdy wracam ze spaceru, czasem słyszę w wietrze lub czuję na skórze, gdy cieplejsze promienie słońca padną na policzki.
A czasem, gdy już nie mogę doczekać się rodzącego nowego roku, młodego życia w naturze, szukam go sama i tworzę w zaciszu mojej kuchni, rozmyślając co by mi choć trochę przybliżyło przemijanie zimy ... może tym razem małe tartaletki, prawie jak symbol przemian, pękająca na rzece kra, gdy wiosenne prądy ogrzewanej stopniowo wody, wzburzają zastany lód, a może dla innego oka byłyby one jak mój symbol odwagi, pierwszy przebiśnieg.
Tarta z wędzoną rybą i fenkułem
Składniki na ciasto (na formę o średnicy 26 cm):
250 g. mąki pełnoziarnistej (oryginalnie jest zwykła mąka)
125 g masła, pokrojonego w kostki
1 jajko
1 łyżeczka soli
zimna woda (ok. 40 ml.)
Nadzienie (na formę o średnicy 26 cm):
1 fenkuł
ok. 25 dag wędzonej ryby (np. miętus)
1 kulka mozzarelli
1 szklanka mleka skondensowanego 4%
3 jajka
zioła (estragon, pietruszka)
pieprz
Przygotowanie: Najpierw w mikserze połączyłam mąkę, masło, jajko i sól. Jak już zrobiły się drobniutkie grudki, dolałam po łyżce wody (wszystko na wysokich obrotach - 3). Gdy ciasto zaczęło się łączyć w większe kawałki, wyłączyłam mikser i na blacie wyrobiłam je ręcznie, aż utworzyło gładką zwartą kulę. Nie należy zbyt długo wyrabiać ciasta, by masło się nie rozpuściło. Kulę ułożyłam na folii i spłaszczyłam ją nadając jej kształt okręgu. Zawinęłam ciasto w folię i schowałam do lodówki na 1-2 godziny. Można tak przygotowane ciasto schować na 4 dni do lodówki, a do 1 miesiąca w zamrażalniku.
Po tym czasie rozwałkowałam ciasto i wyłożyłam nim formę, dokładnie wylepiając też brzegi. Całość powierzchni gęsto nakłułam widelcem (brzegi też) i włożyłam do lodówki na 30 minut. Nagrzałam piekarnik do 220 stopni Celsjusza. Następnie wyjęłam ciasto i wyłożyłam je pergaminem do pieczenia, a na niego wysypałam obciążniki (ja używam ryżu, ale to może być sucha fasola, groch). Piekłam spód przez 15 minut, potem jeszcze 5 minut bez pergaminu i obciążników, uważając by się nie podniósł. W tym czasie przygotowałam nadzienie. Fenkuł, rybę i mozzarellę pokroiłam w małe kawałki, zioła posiekałam. W małej miseczce połączyłam mleko, jajka, zioła i pieprz i dokładnie rozkłóciłam widelcem (nie należy zbytnio napowietrzyć tej masy). Na podpieczony spód wyłożyłam fenkuł, rybę i mozzarellę, a na to wylałam masę mleczno-jajeczną, dociskając delikatnie widelcem, by równomiernie ją rozprowadzić. Piekłam całość w 220 stopniach Celsjusza przez 30 minut przykryte folią, by się nie przypaliło.
Ważne: Po wyjęciu z piekarnika należy odczekać ok. 10-15 minut, by masa stężała.
Serowe tartinki
Składniki (na 5 małych tartaletek):
1/2 - 1/3 porcji w/w ciasta (zależnie jak grube chcemy mieć spody)
1 szklanka pokruszonego sera pleśniowego (mogą być różne rodzaje)
5 łyżeczek (kopiastych) mascarpone
1/3 szklanki mleka skondensowanego 4%
1 jajko
Przygotowanie: Ciasto przygotowuję jak wyżej. Po rozwałkowaniu wylepiam nim tartinki i odkładam do lodówki na 30 minut. Po tym czasie podpiekam w 220 stopniach Celsjusza przez 15 minut (też należy pamiętać o ponakłuwaniu widelcem i obciążeniu spodów). Na podpieczone spody wyłożyłam najpierw po łyżeczce mascarpone, potem sery pleśniowe i wszystko zalałam masą mleczno-jajeczną (można użyć samego mleka skondensowanego, bez jajka). Piekłam ok. 20 minut (przykryte fiolią aluiminiową i też najpierw przestudziłam przez ok. 10 minut, by masa stężała.
Opcjonalnie: w zależności od użytych serów, można dodać jeszcze orzechy, suszone owoce lub winogrona albo jakieś zioła.
Tartę serową popijaliśmy wybornym nowozelandzkim savignon blanc, Vidal, 2005. Wytrawne, o kwaskowato-owocowej nucie doskonale pasowało do cieżkich tartaletek.
Źródło przepisu na ciasto: Michel Roux "Jajka"
Smacznego.
22 komentarze:
ohh przecudne, przypomniała mi się ta tarta z łosiem, szparagami i kozim serkiem, nadal pamiętam jej boski smak
Tili jak zwykle piekny tekst :)
W moim domu czesto goszcza tarty roznego rodzaju, czesto tworzone sa pod wplywem chwili i tego co znajde w lodowce. Twoje sa bardzo urocze, az mam ochote siegnac po kawaleczek.
pozdrawiam :)
Pięknie ujęłaś to co teraz się dzieje :) i choć za smakiem ryb nie przepadam i niezbyt często u nas goszczą, to na Twoją tartę skusiłabym się :)
biały i czarny baran :DDDDDDDDDDD
przesympatyczne
Ach,tarta:)
Kocham tarty! Na kazdy sposob chyba ;) Twoje wygladaja przepysznie :)
U nas też już wiosna dzisiaj. Byliśmy na przemiłym spacerze w lesie. Naprawdę było ciepło i słonecznie. Rano pojechałam na halę targową (takie wielkie targowisko pod dachem) i dostałem śliczne żonkile!
A tarty muszą być pyszne, bardzo smakowicie wyglądają:)
Uwielbiam tarty, a Twoja tak smacznie się prezentuje:) No i te barany:D
Taaaa, kuś mnie tak dalej - mam się dokumentnie zaślinić, czy jak? I jeszcze barany się ze mnie śmieją beeeecząc głośno ;))
Acha! nareszcie w domku - własne łóżko, zacisznie - takie tam klimaty ;))
Szczęście obczytam dokładnie i obkomentuję przy najbliższej sposobności.
buziaki wiosenne Lipka! :)**
ps. Ooo, weryfikacji już nie ma ;))
Pyszności i jak zawsze pięknie opisane!:)
Miłego wieczoru kochana Tili :)
Ps. U mnie dziś było pięknie wiosennie, nawet do +12 stopni i słoneczko sliczne :)
Tili, przepięknie ją opisałaś! :)
HIhih te barany sa niezle :D Fajne pyszczki maja :)))) Biore te tarte z ryba i fenkulem :)
Uwielbiam wszystko, co tylko jest w wersji mini :). Twoje tartalerki wyglądają cudnie!
Aga, tak połączenie szparagów i łososia, a do tego jeszcze kozi ser mmmm i ja się rozmarzam na tamto wspomnienie :)
Karolka, dziękuję :) U mnie tarty nie są zbyt częstym gościem, ale jak już są to są czymś bardzo specjalnym :)
Agatko, tym większy to komplement dla mnie skoro nie przepadasz za rybami, a tarty byś jednak spróbowała :) Buziak :*
Margot, hihihi mi tez się one spodobały :)
Olciaky, dzięki :)
Beatko, w takim razie obie jesteśmy ich miłośniczkami :) Dzięki :)
Kasiu, oj jak ja czekam na żonkile w moim domku :)
Atino, dziękuję pięknie :) Barany też się kłaniają :)
Oczko, witaj Mała :* Fajnie że już jesteś, bo tęskno było do Ciebie i Twoich Historii :) A barany nie z Ciebie się śmieją, tylko do Ciebie moja droga, bo one na sushi czekają :))))
Buziaczki wiosenne :*** (za oknem słyszę trele ptaszków :))) )
Majanko, i u mnie było wiosennie i spacer był, a nawet dwa :) Dziękuję Ci i miłej niedzieli życzę :*
Casiu, dziękuję :) W Twoich "ustach" to nad wyraz miła pochwała, bo uwielbiam jak Ty opisujesz u siebie dania :)
Polko, tak takie gadatliwe są te pyszczki :) A tartę już podaję :)
Olalala, tak, takie mini tarty to wspaniała sprawa i taka słodka :)
Dlaczego ja tak dawno tarty nie jadłam?! Połączenie z fenkułem brzmi ciekawie (i ciekawe, jak M by to przełknął...) A baranki są boskie :)
Fenkuł ? nigdy nie słyszałam, o co chodzi ? :P Wygląda świetnie !! :)
Cudowna, absolutnie, za mną też chodziła w ten weekend tarta, kupiłam nawet specjalną formę na małą porcję, bo mój małż nie lubi tart z zasady...
popełnię taką na pewno. Buziaki
U mnie też tarta, ale jeszcze zwyczajna, przedświąteczna.
Śmieszne barany!
Tarty we wszelkich postaciach należą do moich ulubionych dań a propozycja na tartę z serem do wypróbowania ! ciekawy pomysł z mlekiem skondensowanym.
ależ mi się podoba ten przepis....czy może być tunczyk wędzony?
Uwielbiam tarty. A jeszcze bardziej odkąd zaopatrzyłam się w foremkę na tartę z wyjmowanym dnem :). W zeszłym tygodniu serwowałam tartę z kurczakiem, awokado i pomidorkami suszonymi w tym tygodniu biorę się za dwie następne. Twoją też wypróbuję, bo wygląda pięknie.
Ptasiu, skoro dawno nie jadłaś to trzeba szybko nadrobić :)
Bellaaa, fenkuł to innymi słowy koper włoski - pyszne warzywo o bulwiastym kształcie i pysznym zielonym "koprze" :)
Aga z Zapiecka, lubię takie małe foremki do tort :) Czekam w takim razie na Twoje cuda :)
An-na, ja widziałam Twoje tarty i ślinka mi na ich widok leci :)
Ninko, dziękuję i witaj w gronie miłośniczek tart :)
Andziu, dzięki :) Pewnie że może być i tuńczyk, i łosoś, i makrela, i sieja - dowolna ryba jaka przyjdzie Ci do głowy :)
Myszko, oj zazdroszczę takiej foremki z wyjmowanym dnem - ogromnie wygodna :) A pomysł na połączenie kurczaka, awokado i pomidorków zapisuję w pamięci :)
Prześlij komentarz