... wschodem nastąpiło, gdy dwie kuchareczki spotkały się na kolejnych szaleństwach kulinarnych. Miało być sushi, ale zakupowe przeszkody spowodowały, że trzeba było przestawić się na inną azjatycką zabawę. A jaką może być zabawa z Zupiarą, przynającą się do zupoholizmu i miłości do ryb?
Powiedzielibyście pewnie zupa rybna. I wiele byście się nie pomylili. Zupa miso, bogata w witaminy i minerały, dodatkowo wzmocniona została proszkiem dashi, czyli ekstraktem z ryby bonito, inaczej zwanego tuńczykiem pasiastym. Ale dosyć tych mądrości. Nie na lekcje spotkały się dwie kuchareczki, tylko na smakołyków próbowanie, warzenie zupki, pichcenie, klejenie i lepienie. Zupka okazała się doskonała jako przystawka, a nawet pełne danie, gdy wraz z tofu i bok choy podgrzała się w garnuszku, a już w miseczkach kiełkami została posypana. Jeszcze tylko pałeczki ... no dobra, to tylko dla największych twardzieli - my zaopatrzyłyśmy się w łyżki i zupkę ze smakiem spałaszowałyśmy.
Po zupce, co to nas do pięknej Japonii zabrała, na kontynent skoczyłyśmy, do chińskiej prowincji Syczuan (a tak w ogóle czy ktoś wie, czy pieprzy seczuański to ma coś wspólnego z Syczuanem w Chinach) na rybkę w sosie słodko-kwaśnym z delikatnym makaronem somen. Lekko pikantny płetwal, pływał w słodkawym sosie o kwaskowatym posmaku, wraz z chrupkimi warzywami. A wszystkie te dobroci ginęły w objęciach makaronu, lekkiego, pszennego, tak niezwykle delikatnego, że jego struktura aż mile podniebienie łechtała. Tym razem jednak nie urągałyśmy tradycji i grzecznie pałeczkami śliski makaron zajadałyśmy, nawet przez chwilę nie próbując powstrzymać śmiechu, gdy kolejna nitka kogoś w nos uderzyła.
Tym smacznym obiadem pożegnałyśmy daleki wschód, na znacznie bliższy teren się przenosząc. Skoro wczoraj Purim, czyli "żydowski karnawał" się odbywał trzeba było uczcić jakoś to wspaniałe spotkanie i święto (a nawet trzy). Więc zimne, oczkowe palce wyrabiały ciasto drożdżowe, ugniatając i uderzając, nie dając mu chwili wytchnienia, by narzucić mu swoją wolę, by gładkie i jędrne ciasto uzyskać. Ja w tym czasie głównie leniuchowałam, przygotowując tylko kolejne składniki słodkiej i zniewalająco pachnącej masy ...
... A co takiego szykowały dwie kuchareczki? Pewnie wszyscy już wiedzą, że to hamantasze powstawały, słodkie kapelusze Hamana, ciasteczka drożdżowe wypełnione słodkim makiem, rumiane i mięciutkie. Zanim jednak te smakołyki jeść można było, najpierw ugniatanie się odbywało, potem spokojne ciasta rośnięcie, by na koniec brutalnie je wałkiem potraktować i krążki równiutkie wykrawać. Jak tu z koła trójkącik ma powstać, zastanawiały się dwie kuchareczki, głupiutkie skojarzenia mając o kółkach i trójkącikach ;-p
A gdy już wszystkie trójkątne kapelusiki leżały na blasze, Hirek z Ptaszynami próbowali nam podjadać słodki mak, pachnący miodem i kwiatem pomarańczy, dopełniony bakaliami, a dłonie nasze, wciąż jeszcze pachnące orientalnymi zapachami kwiatów pomarańczy uwieczniały te ptasze zabawy wśród słodkich ciasteczek, cykając coraz to zabawniejsze fotki.
Konsumpcja tych słodkości to dopiero była zabawa. Miękkie ciasto, lekko tylko słodkie, tworzyło łóżeczko dla słodyczy oblepiającego mak miodu, dla upajających zapachów wody z kwiatu pomarańczy. Popijane białą kawą z "ptasich" kubeczków, coraz to nowe pomysły na ujęcia powodowały. I tak powstało najbardziej "nieprzyzwoite" oczkowe zdjęcie, które na przekór Dnia Mężczyzny kobiece elementy dostrzegło w kapeluszach Hamana. No bo spójrzcie na trzecie zdjęcie powyżej akapitu i powiedzcie czy żadnych seksownych myśli nie macie? ... No właśnie, a nie mówiłam ;-p
Sesje zdjęciowe i ciasteczek i orzeszków na zakończenie wieczoru się dobywały. Jasna lampa świeciła w sufit, z pokoju obok dobiegał nas stuk klawiatury, gdzie mój małżonek przy okazji przelewania swojej tajemnej wiedzy w komputerek, konsumował dobrocie zrobione przez nas, a my urządziłyśmy sobie lekcję fotografii. Ujęcie za ujęciem, kadr za kadrem ... oj daleko mi jeszcze do doskonałości, ale tyle radości przyniosło nie tylko pałaszowanie naszych smakołyków, ale i ich uwiecznianie oraz już nie tylko wirtualne rozmowy o nich.
Ach i zapomniałabym. Wszak choć to dzień wschodu był, to zaczął się bardzo francuskim akcentem. A mianowicie pyszną tartą cytrynową, która w ciągu dnia, po kawałeczku znikała, znikała ... aż w końcu zniknęła całkowicie. A tak doskonała była, że gdy rankiem wyjęłam ją z lodówki kicia nasza z prędkością małej błyskawicy znalazła się przy moich nogach. Zdradzę Wam sekret ... Briczolla jest ogromną miłośniczką wszystkich lodów, a że tarta i zimna i pachnąca i słodka była, to i nasze kocie nie mogło jej przepuścić. Dostała wprawdzie tylko okruszki, ale i one zadowoliły naszego łasucha, który potem w sen zapadł na cieplutkim kaloryferze.
I taki to był dzionek - zabawny, owocny, smaczny ... bliski i daleki, bo choć w pamięci pozostanie żywy, coraz odleglejszy w czasie będzie ... aż do następnego razu.
Buziaki Oczko :*
Zupa Miso z tofu i bok choy
(4-5 porcji)
Składniki:
1 1/2 l. bulionu warzywnego
5-6 suszonych grzybków mun
ok. 1/4 szklanki suszonych kwiatów lily
1 cm. kawałek imbiru, pokrojony w cienkie słupki
1/2 łyżeczki pasty z natki kolendry (lub 2-3 łyżki posiekanych korzeni i łodyżek natki kolendry)
1/2 łyżeczki pasty z galangalu (lub 1 łyżka startego galangalu)
1/2 łyżeczki pasty z trawy cytrynowej (lub 2 łodygi trawy cytrynowej, zgniecione)
1 listek limonki kafir (lepiej dać 2-3)
3-5 saszetek pasty miso (każda po 18 g., ale należy dawać do smaku)
1-3 łyżek dashi (do smaku)
1-2 bok choy
300 g tofu
kiełki fasoli mung
Przygotowanie: W bulionie namoczyłam kwiaty Lily i grzyby przez 30 minut. Po tym czasie zagotowałam bulion i gotowałam do miękkości grzybów i kwiatów. Kwiaty były miękkie wcześniej, więc wyjęłam je i pokroiłam (a raczej Oczko pokroiła ;) podobnie jak tofu i bok choy). Pokrojony w drobne słupki imbir wrzuciłam do gotującego się na małym ogniu bulionu razem z pastami (bez miso) oraz listkiem limonki kafir i gotowałam do miękkości grzybów (gotowanie grzybów zajęło ok. 30 minut). Gdy grzyby były miękkie, zostały pokrojone w cienkie wstążeczki oczkowymi rączkami. W tym czasie do bulionu dodałam pastę miso i rozmieszałam dokładnie. Na ostatnie 5 minut gotowania wrzuciłam pokrojoną bok choy, tofu i grzyby oraz kwiaty Lily. Podałam z garścią kiełków fasoli mung dla chrupkości.
Ryba po syczuańsku w sosie słodko-kwaśnym z makaronem somen
(5-6 porcji)
Składniki:
50 dag filetow ryby o białym mięsie (np. sola)
1 łyżka oleju z orzeszków ziemnych/oliwy
1 łyżka sosu sojowego
sok z 1/2 cytryny
1 łyżeczka syropu klonowego/miodu
pieprz seczuański
Sos słodko kwaśny:
400 g passaty pomidorowej
30 ml. octu ryżowego
2 łyżki cukru trzcinowego
40-50 dag pokrojonych w cienkie słupki warzyw (może być mieszanka chińska z mrożonki, ale bez sosu)
40 dag makaronu somen, ugotowanego według instrukcji na opakowaniu
Przygotowanie: Rybę zamarynowałam w sosie sojowym, soku z cytryny, syropie klonowym i pierzu przez 30 minut, a następnie razem z marynatą upiekłam w rękawie przez 15 minut w temperaturze 200 stopni Celsjusza. W tym czasie zagrzałam w garnku passatę z octem i cukrem (sprawdziłam do smaku, by uzyskać słodko-kwaśny smak - ja ze względu na różne żołądkowe problemy raczej uzyskuję bardziej słodki, a mniej kwaśny smak, ale najlepiej to gdy oba smaki byłyby zrównoważone). Gotowałam sos przez 5 minut, a po tym czasie dodałam warzywa (z mrożonki) i dotowałam w sosie przez ok. 12 minut. W tym czasie ugotowałam też makaron, odcedziłam i zachartowałam pod zimną wodą. Wymieszałam go z warzywami w sosie. Rybę po upieczeniu wyjęłam z rękawa, zachowując ok. 3 łyżki płynu, który wylałam na dno foremki do zapiekania. Ułożyłam na dnie podzieloną na kawałki wielkości kęsa rybę i przykryłam wszystko makaronem z warzywami w sosie. Przykryłam folią i piekłam w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celsjusza przez 5 minut, do połączenia się smaków. Podałam udekorowane kolendrą.
Kapelusze Hamana
Składniki:
100 ml mleka
1 jajko
250 g mąki
25 g cukru pudru
szczypta soli (1/4 łyżeczki)
25 g topionego i ostudzonego masła (ja dałam margarynę Flora, bez konieczności topienia jej)
1 łyżeczka drożdży instant
Nadzienie: 50 g mielonego maku (może być też niemielony, ale mielony lepiej się sprawdza)
30 g masła (ja dałam margarynę Flora)
25 g mielonych migdałów
2 łyżki miodu (ja dałam gryczany)
1 łyżka miękkiej skórki pomarańczowej, cytrynowej lub mieszanej (pominęłam)
1 łyżka miękkich bakalii (ja dałam 2 łyżki żurawiny)
2 łyżki orzechów włoskich
1 łyżka wody z kwiatu pomarańczy
jajko rozbełtane+łyżeczka wody do posmarowania
Przygotowanie: Mleko połączyłyśmy z jajkiem, dodałyśmy drożdże, następnie mąkę, cukier, sól, a na końcu masło. Ciasto wyrobiłyśmy ręcznie aż było gładkie i elastyczne. Odstawiłyśmy do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę. W tym czasie przygotowałyśmy masę makową. W garnuszku połączyłyśmy wszystkie składniki poza makiem i zagotowałyśmy. Dodałyśmy mak i na małym ogniu gotowałyśmy stale mieszając przez 5 minut. Ostudziłyśmy.
Po wyrośnięciu ciasta, wyjęłyśmy je na omączony blat, rozwałkowałyśmy na 1/2 cm. grubość i wykrawałyśmy kółka średnicy 8 cm. Na środku każdego placuszka kładłyśmy masę makową i zlepiałyśmy z trzech stron, tak by powstał trójką. Gdyby ciasto się nie kleiło można zwilżać palce wodą. U nas kleiło się idealnie, tylko trzeba było pilnować by placuszki leżały na omączonym blacie, by nie przyklejały się do niego. Kapelusze ułożyłyśmy na blasze wyłożonej pergaminem w odstępach 3-4 cm.. Odstawiłyśmy do wyrośnięcia na 30 minut. Przed pieczeniem posmarowałyśmy ciasto jajkiem rozkłóconym z wodą. Piekłyśmy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni Celsjusza przez 15 minut (do 18 minut).
Źródło: Blog Liski "White Plate"
Smacznego.
28 komentarzy:
szalone wy!
kapelusik bym sobie schrupała
wszak mak uwielbiam
i miód też
Jakże cudnie się czyta Tili! :)) Powinnyście Ty i Oczko wydać książkę o Waszych kulinarnych przygodach :) Od razu zamawiam pierwszy egzemplarz z autografami Kuchareczek!:))
Nieźle sobie podjadłyście moje drogie :)
Kapelusze są cudne i seksowne również :)
Buziaczki serdeczne :***
jestescie niesamowite!
a kocica jest przecudnej urody :)
smacznosci same:)))
Zazdroszcze Wam takich spotkan i wspolnego kucharzenia :)
Szkoda ze moje Siostry tak daleko
:((
Pozdrawiam!
Polka
szkoda że i mnie tam nie było...
a jak tam Hirek? dalej bity?
a co Wy się z tym sushi wyrwałyście, na mnie czekać, zgodnie z umową ;p
Asiejo, dzięki :)
Majanko, obiecuję że jak napiszemy to dostaniesz i całą skrzynkę :)))) Ale raczej sie na to nie zapowiada :)))
Buziale :*
Anoushka, dziekuję i kłaniam się w imieniu kici, która dalej na kaloryferze się wyleguje :)))
Strony Smaku, a jakżeby inaczej :)
Polko, to prawda, super są takie wspólne kucharzenia :) Jak będziesz w pobliżu, to daj znać a z pewnością jakieś wspólne szaleństwo kulinarne zorganizujemy :) Buziaki :*
Aga, Hirek nie bity, wręcz przeciwnie, rozpieszczany makiem i miodem :))) A na sushi to się można wiele razy umawiać :) Sushi jeść mogę prawie że stale ;p
Zupkę to pałeczkami rzeczywiście zjeść trudno :). Ale makaron się da :). Przynajmniej teoretycznie :).
Pyszne jedzonko u Was było :). A ta tarta z poprzedniego wpisu... Cudna :). Zachwycałam się u Ani i zachwycam się u Ciebie :). A jaka super jest relacja! Czyta się świetnie i od razu się humor poprawia :).
Pozdrówka ciepłe :)
Haha! udziela Ci sie ode mnie ;)P W ciastkach seksu szukasz ;)PP Dooobrze! ;)))
Oj Kochana, na sama myśl o wczoraj usmiech mi się pojawia :)
Dzięki, dzieki - ale lekcje sushi nie odpuszczę ;))
buziaki :)**
ps. ja sie obijam, ale za czas jakis u siebie zapodam relacyję ;)
Ale zaszalałyście ! Same pyszności - nie wiadomo , co wybrać ... :)
Dzisiaj mnie gna na słodkie , więc pewnie wybrałabym kapelusiki ;)
Śliczne hamantasze :) Zupą miso też bym nie pogardziła, tylko skąd wziąć i ile to bedzie kosztowało, te wszystkie egzotyczne składniki ;-) Oj, chyba nie dane mi będzie spróbować :)
Widziałam już te pyszności u naszego Ślepka i jestem zachwycona! :) Tę solę to na pewno sobie niedługo zafunduję, bo zapowiada się rewelacyjnie.
No i bardzo się cieszę, że i Hirek wreszcie coś przed dziobem ma do zjedzenia. Już się martwiłam o biedaka ;)
jak zwykle pyszności:) Zupka bardzo do mnie przemawia, a hamantasze też robiłam i wiem, że są pyszne:)
Kolejny mily dzien widze :)
I przepisy bardzo smakowite!
Spiacy kociak tez mi sie bardzo podoba :)
Olalala, tak zabawa pałeczkami to niezłe ćwiczenie :) Cieszę się, że Ci się spodobało u mnie :)
Oczko, bo ty taka Wiedźma Demoralizatorka jesteś :))) A i mi się uśmiech pojawia bo i smacznie i wesoło było :))) A sushi i ja nie odpuszczę, bo mam na nie coraz większą ochotę :)))
Abbra, więc kapelusik podaje na talerzyku :)
Aklat, wbrew pozorom to nie jest droga zupa, może nie tak tania jak jarzynowa, ale też nie taka droga. Składniki można zmieniać, kupować tańsze zamienniki i eksperymentować - to właśnie lubię w azjatyckich zupkach i daniach w ogóle :)))
Casiu, hihihi Ślepka hihihi
A na solę z chęcią u Ciebie popatrzę :)
Hiruś miał nie tylko jedzenie ale i zabawy z Ptaszynkami, więc się chłopak wyszalał :)))
Atino, dziękuję :) Pyszne, to prawda :)
Beatko, kicia rusza uszkiem na powitanie i jedno oko otwiera :) A ja cieszę się, że Ci się nasze zabawy podobały :)
Ślepka! Oszty! ;)P
Oczko, hyhyhy ;p No cio? To takie słodkie :)))
Buziak :*
O słodkim to ja myślę - ta tarta chodzi za mną i mi spokoju nie daje skubana!
to dobrze ze nie był bity, a potegował sobie ze świergotkami?
Spoko Dziewczyny, następnym razem robimy same słodkie i wytrawne tarty :)))
Aga, no wiesz, intymnych szczegółów nie będę zdradzać, ale nie martw się, młode z tego będą ;ppp
Jak nie dostanę miseczki zupy to się stąd nie ruszę... O! Tu będę siedzieć. ;)
Pozdrawiam serdecznie Aga
Mmmm, ale pyszności..mniam:)))
Pyszotka!:D
oo.. przy okazji można zobaczyć aparacik:P
Naj bardziej podziwia te oryginalne chińskie przyprawy. Zrobiłyście skok na chińskie delikatesy? Dajcie adres sklepu, bo mi nieco przypraw brakuje ;)
Pięknie, Tilianara. Ja też bardzo lubię wspólne gotowanie...
Co do pieprzu syczuańskiego, to ta odmiana jesionu, której jagody on stanowi, rośnie w Azji, i pieprz jest powszechnie w Syczuanie używany... A suszonych liści tegoż jesionu używają w Japonii.
I kolejny Wasz spędzony słodki czas, :)milusio. Świetna relacja zdjęciowa i opisowa, :) pyszna tarta i kapelusze, mniam!
Pozdrawiam!
Aga z Zapiecka, już podaję miseczkę :) Ciepła i parująca zupka raz :)
Andziu, dzięki wielkie :)
Olciaky, dzięki :) Hihihi tak, Oczkowe oczko :)
An-na, jaki tam skok, to raczej zbieranina z różnych supermarketów i sklepów - jeśli chcesz adresy w Wawie to część można kupić w supermarketach - real i Piotr i Paweł oraz Carefour, lub w sklepach: Kuchnie Świata (Złote Tarasy), Asian Foods (Galeria Mokotów), podobno w Wilanowie jest jakiś super sklep azjatycki, ale go nie znalazłam i na Kabatach też podobno jest jakiś bardzo fajny sklep na ul. Wąwozowej (chyba!), ale w nim jeszcze nie byłam - więcej nie znam ... na razie :)))
Pinos, to zapraszamy na następne wspólne gotowanie :) pewnie będzie prima aprilisowe :) I wielkie dzięki za info o pieprzu - fajna ciekawostka :)
Notme, dziękuję ślicznie :) Pozdrawiam :)
O dziękuję w samą porę :)
Prześlij komentarz