Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śniadania. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 marca 2011

Poranny zastrzyk energii.


Zanim zatopię się w radosnych wspomnieniach ostatniego weekendu, opowiem Wam o ... zastrzykach.

Moje śniadania ... hmmm ... czy w ogóle mają jakąś szczególną formę? Z pewnością tak, ale trudno ją uchwycić. W kilka minut po przebudzeniu muszę coś zjeść. Na szybko i nie za wiele, ale mój żołądek stanowczo domaga się czegoś smakowitego. Najczęściej to kanapka. Kromka domowego chleba posmarowana dobrym masłem, a na tym plasterek domowej wędliny lub kupnego, ale dobrego sera. Czasem pojawi się plaster pomidora czy ogórka, ale częściej (bo szybciej) pojawia się odrobina mojego chutney'u lub ketchupu.


Jednak absolutnie najsmakowitszą poranną przekąską jest granola. Oczy jeszcze zaspane, umysł dopiero się przebudza, powoli układając sobie plan dnia, ciało spowite w szlafrok, a w ręku miseczka. Kilka łyżek jogurtu, kilka łyżek aromatycznych płatków owsianych i bakalii, upieczonych wcześniej z sokiem, miodem i olejem, czasem dla rozpusty szczypta kakao lub miodu, w zależności czy bardziej wytrawnie czy na słodko się budzę. Uwielbiam usiąść tak i spokojnie pochrupując, pozwolić by ten smak i dźwięk dobudziły mnie.

Tym razem granola powstała z inspiracji Poli. Siedziałyśmy sobie laptop w laptop, ramie w ramię i rozmawiałyśmy o zdjęciach, pokazywałyśmy sobie nasze największe wpadki i te najbardziej ulubione kadry, zastanawiałyśmy się ile i jak zmienić zdjęcie, by pokazać jak najprawdziwszy obraz smakołyku na talerzu, którego nie zawsze udaje się przecież uchwycić w idealnym świetle. I tak trafiłyśmy na ...



... granolę. Jej zdjęcie od razu powiedziało do mnie "zjedź mnie". Cóż mogłam zrobić? Pozostało dokupić brakujący sok i zabrać się za pracę. A pracy tej na prawdę nie ma prawie wcale. Solidna ilość płatków owsianych, szczodra porcja bakalii i najciekawszy element w postaci podgrzanego soku zmieszanego z miodem i olejem, którym zalewa się mieszankę wszelakich dobroci. Co dziwne - szczególnie dla mnie - ani grama przypraw, nawet szczypty kardamonu nie dosypałam, a jedynie ekstraktu waniliowego niewielki chluścik i ...

... nic a nic jej nie potrzeba. Pełnia smaku bakalii uzupełniana przez ziemistą neutralność płatków i słodycz miodu to największa zaleta tej granoli i wszystko czego potrzebuję do mego porannego zastrzyku energii.

Dzięki Poluś za smakowitą inspirację :-)*


Domowa granola

Składniki:
2 łyżki delikatnej oliwy z oliwek
150ml jednodniowego soku jabłkowo-gruszkowego
100ml syropu z daktyli (lub miodu)
1 łyżeczka ekstraktu z migdałów (ja dałam ekstrakt waniliowy)
400g płatków orkiszowych (lub owsianych górskich)
3 łyżki ziaren sezamu
3 łyżki ziaren siemienia lnianego
100g płatków migdałowych
3 łyżki mieszanych orzechów
2 łyżki wyłuskanych ziaren słonecznika
2 łyżki wyłuskanych ziaren dyni
2-4 łyżek rodzynek sułtańskich
2-4 łyżek rodzynek koryntek
4-6 łyżek suszonej żurawiny
4-6 łyżek suszonej porzeczki
2 łyżki posiekanych suszonych moreli
2 łyżki posiekanych suszonych daktyli
3 łyżki wiórek kokosowych sok z 1 cytryny

Przygotowanie: Piekarnik rozgrzewamy do 160 stopni Celsjusza. Dużą blachę do pieczenia smarujemy delikatnie oliwą (ja wyłożyłam ją pergaminem posmarowanym oliwą). W rondlu mieszamy razem oliwę, sok, syrop z daktyli, ekstrakt z migdałów i szczyptę soli i delikatnie podgrzewamy, aż składniki się połączą. W dużej misce mieszamy płatki wraz ze wszystkimi składnikami suchymi. Wyciskamy sok z cytryny i dodajemy naszą miksturę z rondelka. Dokładnie mieszamy i próbujemy, dodając któryś ze składników wedle uznania. Granolę rozkładamy cienką warstwą na blasze i pieczemy przez 45 minut, aż zbrązowieje i będzie chrupka, mieszając dokładnie co 10 minut widelcem lub silikonową łopatką. Upieczoną wyjmujemy z piekarnika, studzimy i przekładamy do szklanego słoika lub puszki. Podajemy z ulubionym mlekiem, jogurtem lub sokiem.

Moja uwaga: taka granola może spokojnie w szczelnym słoiku czy pojemniku przeleżeć przynajmniej tydzień czy dwa.

Źródło: przepis z Delicious Magazine zmodyfikowany przez Poleczkę

Moja poprzednia granola - tutaj.

Smacznego.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Uwaga paparazzi!


Trochę ponad tydzień temu dzień wietrzny, ale ciepły nastrajał optymizmem do odnalezienia wiosny. Wybrałyśmy się więc z Oczkiem z aparatami pod pachą tropić wiosnę. A co wytropiłyśmy?



W oczekiwaniu na przybycie Oczka, siedząc wygodnie na dębowym blacie zajadałam granolę wymieszaną z jogurtem. Pachniało mi kardamonem, cynamonem i imbirem, słodko było od lipowego miodu i żurawin, ziemiście, czasem nawet lekko gorzkawo od nasion wszelakich. Sił to śniadanie dodało mi co nie miara, ale nawet mimo sił, mimo optymizmu wielkiego wiosny tamtego dnia wiele nie wytropiłyśmy. Pączki jeszcze niemrawe, trawa też jeszcze bardziej brązowo-szara niż zielona, tylko niebo jasne i błękitne świadczyło, że Pani Wiosna otwiera już oczy. Nawet bielutki kot sąsiadów na parapecie już usiadł, ciepełko z pierwszego tchnienia wiosny czerpiąc, na nasze szklane oczka się wystawiając.



Zmęczone ogromnie po długim spacerze, odwiedzeniu orientalnych sklepów, najpierw szybki lunch, znów siedząc na kuchennym blacie, sobie zrobiłyśmy. Kilka plastrów wytrawnego keksu, w którego neutralnym cieście skryły się smakowite marchewki i groszek, by z wyrazistych przypraw czerpać dodatkowe smaki. A potem? Potem znów polowanie. Kadr tu, kadr tam, ujęcie tak, a może inaczej.



Nic nie umykało przed naszym cykaniem. Cyk, cyk, cyk i kolejne zdjęcia zapisane w pamięci. Nie znalazłyśmy tego dnia Wiosny na dworze, to prawda. Jednak w azjatyckim sklepie udało się nam jej namiastkę zakupić. Malutka kuleczka w kubku pełnym ciepłej wody w piękny kwiat się zamieniła, uwodząc nas swoim czarem niesłychanie. I znów kolejnym zdjęciom końca nie było. Nawet siebie wzajemnie uwieczniałyśmy, śmiejąc się z nas, paparazzich.



I tak popołudnie nas zastało. Szyki więc obiadek trzeba było zrobić. Krótko upieczony łosoś, w najprostszy z prostych sosów został przyobleczony, różowy od wyśmienitego, orzeźwiającego wina, na łóżeczku z aromatycznego basmati, z pięknie zieloną sałatą w iście wiosenny obiad się przemienił. Tym razem jednak ja poległam już na polu fotograficznych bitew. Na tle toskańskiej ściany czy na balkonowym parapecie to Oczko kolejne kadry łapała, ja w tym czasie na talerze kolejne porcje obiadu układałam.



I tak z tej współpracy albumik nam się stworzył. Trochę jedzenia i trochę trunków*, trochę kotów i odrobina wiosny. A moja kicia? No cóż, Briczolla na widok paparazzich wypięła się i miała wszystko w tyle ... aż do kolacji :-)


* wieczorem jeszcze obalałyśmy "superrozczarowanie" (klik na Kosę) oglądając "Ucztę Babette", film trochę może zbyt powolny w wyrazie, choć obrazki z czasu szykowania uczty ogromnie mi się spodobały.



Granola
I

Składniki:

350 g płatków owsianych

180 ml. soku jabłkowego

100 g miodu lipowego

3-4 łyżki oleju

2 łyżeczki cynamonu

1 łyżeczka mielonego imbiru

duuuużo kardamonu (chyba ok. 1 łyżki)

szczypta soli

1-litrowy pojemnik nasion i bakalii: pestek słonecznika, pestek dyni, migdałów w płatkach, żurawin, orzechów włoskich, siemienia lnianego, czarnego sezamu)


Przygotowanie:
Wszystkie składniki wymieszać, rozłożyć na dużej blasze na pergaminie i piec w 180 stopniach przez 40 minut, 2-3 razy mieszając wszystko w między czasie.

Źródło inspiracji: do zrobienia granoli zainspirowała mnie
Truskawkowa Ania, która przepis zaczerpnęła z "Nigella Feasts". Za pierwszym razem robiłam dokładnie według jej przepisu, ale trochę mi nie pasowało to zestawienie, więc potem bardzo pozmieniałam proporcje i składniki.

Wytrawny keks z semoliny


Składniki:

165 g semoliny

125 ml jogurtu naturalnego

125 ml wody

ok. 1/2 szklanki warzyw: groszek, pokrojona fasolka szparagowa, marchewka starta na grubej tarce lub marchewki baby (zwykle używam mrożonych warzyw)

2,5 cm korzenia imbiru, starty na tarce

½ łyżeczki kurkumy

sól do smaku
(ja daję ciut mniej niż 1/2 łyżeczki)
3 łyżki oleju arachidowego

szczypta płatków suszonego chili

1 łyżeczka nasion gorczycy

½ łyżeczki nasion kminu

1 łyżeczka ziaren sezamu do posypania

1 łyżeczka kolendry

½ łyżeczki sody oczyszczonej


Przygotowanie:
Nagrzać piekarnik do 200 stopni Celsjusza i natłuścić olejem małą formę do keksu (ja wysypuję jeszcze dno i boki do 1/2 wysokości jasnym sezamem). W dużej misce wymieszać semolinę, jogurt, wodę, warzywa, imbir, kurkumę i sól. Na patelni rozgrzać olej, dodać gorczycę, kmin, sezam, płatki chilli i kolendrę. Prażyć, często mieszając, przez 20 sekund, aż gorczyca zacznie strzelać, a kmin i sezam pachnieć. Wlać olej z nasionami do ciasta, wymieszać. Jeżeli ciasto jest za gęste, dodać odrobinę wody. Dodać sodę, wymieszać i natychmiast wlać ciasto do formy. Posypać sezamem i piec 35-40 minut. Wierzch ma być złocisty, a wyjęty z ciasta patyczek – suchy. Zostawić do wystygnięcia w formie. Doskonałe samo, z jogurtem lub chutney'em.

Źródło:
Program na kuchni.tv "Łatwa kuchnia indyjska"

Łosoś w różowym sosie


Składniki:

oliwa

3 duże dzwonka łososia

1 łyżka soku z cytryny

1 szalotka, drobno posiekana

100 ml. różowego wina

ok. 150 ml. śmietany

sól i kolorowy pieprz


Przygotowanie:
Piekarnik nagrzać do 200 stopni Celsjusza. Naczynie do zapiekania wysmarować oliwą. Łososia umyć, ew. oczyścić, skropić oliwą, cytryną, doprawić solą i pieprzem. Najlepiej jeśli by pomarynował się tak w lodówce od 30 minut do 2-3 godzin. Piec przez ok. 8 minut. W tym czasie przygotować sos. Szalotki lekko zeszklić na oliwie, dolać wino i odparować prawie całkowicie. Dodać śmietanę, zagrzać i gotować przez kilka minut, aż zgęstnieje. Doprawić solą i kolorowym pieprzem.

Smacznego.


Kuchnia Wielkanocna 2010

wtorek, 30 marca 2010

Szczęśliwy dzień.


Z serii wiadomości z ostatniej chwili - Właśnie w mojej rodzinie pojawiła się nowa, malutka kruszynka, Hania. W związku z czym, jako dumna ciocia, będę trochę mniej uchwytna przez kilka najbliższych dni. Postaram się jednak nie zniknąć na zbyt długo :-)
edit: 31.03.2010 g. 12.15


Po każdym kryzysie* czuję jak każda komórka mojego ciała domaga się szczęścia. Chodzę znów na spacery, uśmiecham się do męża, tym razem nie maskując zbolałym uśmiechem łez i choć nie zapominam o dbaniu o zdrowie, pozwalam sobie na odrobinę szaleństw. Pierwszy chleb już upieczony, kilka pierwszych obiadów także pojawiło się na stole, nawet pierwszy eksperyment kuchenny też już się odbył. Zanim jednak znów pełną parą wrócę i do blogowania i do gotowania, podzielę się z Wami jednym, szczególnie szczęśliwym dniem. Czyli ... wspominamy.


Zaczęło się od kawy i drugiego śniadania. Popijając łagodne latte, zajadałyśmy z Oczko ciepłą, korzennie pachnącą owsiankę. Za każdym razem nie mogę nadziwić się, że mogłam jej nie lubić. Złożona konsystencja, prosty, ziemisty smak, neutralny na tyle by wdzięcznie przyjąć korzenne aromaty i słodycz miodu. Bajka normalnie!

Nie tylko jednak jej wyborny smak przemawia za tym śniadaniowym wyborem. Zdrowa i energetyczna daje siły i ochotę na wszelkie eksperymenty i zabawy. Wybierałyśmy więc z Oczko kolory naszych makaroników, rozmawiałyśmy o połączeniach smaków, o zupach i mięsiwach, by potem cześć z tych rozmów w czyn przemienić, aż do wieczora bawiąc się smakowicie.


Jednym z tych połączeń, które w tamtym dniu tak mocno się do mnie przyczepiło była słodycz i ziemistość buraków ze słodkawą kwaskowatością pomarańczy. Jednak nie na sałatce mi zależało. Sałatka u Konsti wraz z kremem buraczanym z ananasem w książce Amaro były dla mnie inspiracją. Nie lubię ananasa, a sałatki pozostawiam latu. Wybór metody wiec był oczywisty.


Pozostało tylko zapisać użyte składniki i proporcje w Zeszyciku, a potem delektować się ... nie oczywiście, że nie tylko delektować się smakiem. Mimo zimna usztywniającego palce, słońce zachęcało by wyjść na balkon i oddać się naszej pasji ... fotografowaniu. Pomarańczowy krem z pieczonych buraków mógł poczuć się jak gwiazda, napastowana przez dwójkę paparazzich. Nic w tym dziwnego. Wytrawny, choć zaokrąglony słodyczą smak kremu doskonale uzupełniał się z kozim serkiem wymieszanym z ubitą kremówką. Zielone pistacje jedynie jako nawiązanie do deseru pojawiły się na talerzach, dodając jednak radującego oczy koloru.


Te przyjemności osiągnęły swój punkt kulminacyjny w czasie obiadu. Tagliatelle ułożone na talerzach, stało się bazą dla wędzonych i słodkawych smaków sosu, w jakim dusił się królik. Mięso delikatne, choć niestety trochę przesuszone, szczególnie w częściach z tułowia, zapowiadało jednak doskonały obiad. Mięso królika ma swój własny, delikatny smak, który doskonale wchłania inne smaki. Tym razem spotkały się w nim korzenne nuty z wermutu i mocne akcenty balsamiczne z octu, słodycz i podwędzony aromat suszonych śliwek oraz suszonych na słońcu pomidorów. Rozmaryn i czosnek wbrew swoim mocnym aromatom, tym razem działały jedynie jako podkreślenie innych smaków, głównie w sosie pozostając.

Zajadaliśmy obiad, popijając winem, zagryzając rukolą polaną prostym winegretem, smaki królika dodatkowo jeszcze podkreślając wyborną konfiturą z cebuli, aż przyszła pora na makaronikowy deser i ... znów kawę. Tak, to był stanowczo szczęśliwy dzień.


* Wybaczcie mi moją nieobecność, ale niestety jak zwykle spowodowana była zdrowotnym kryzysem. Powoli jednak będę nadrabiać zaległości i w swojej kuchni i w waszych wirtualnych zakątkach, za czym okrutnie się już stęskniłam :-)


Owsianka
(porcja dla 2 osób)

Składniki:
2 szklanki wrzątku
szczypta kurkumy
1 łyżka kaszy jaglanej
1/3 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki suszonego imbiru (ja dodaję jeszcze tyle samo kardamonu)
3-4 łyżki łamanego owsa, ew. ok. 8 łyżek płatków owsianych
szczypta soli
1 lub 1 1/2 łyżki soku z cytryny
1-2 posiekane orzechy włoskie
1 łyżka drobnych rodzynek
ew. mleko pełnotłuste lub odtłuszczone (do smaku, ok. 1/2-1/4 szklanki) (raz robiłam z kozim - też dobre)
fruktoza syrop z agawy lub miód - do smaku

Przygotowanie: Do wrzątku wsypać kurkumę. Po chwili kaszę jaglaną i cynamon. Odczekać minutę, dodać owies lub (ja daję płatki owsiane) oraz imbir (i kardamon). Po chwili sól. Gotować pod przykryciem 20 minut na małym ogniu. Po tym czasie dodać sok z cytryny i wrzątek (do uzyskania pożądanej konsystencji - ja zwykle nie dodaję już wody). Wsypać orzechy, wymieszać. Po chwili dodać rodzynki. Dodać mleko (tyle ile lubimy lub wcale -wg.uznania) oraz fruktozę lub agawę do smaku (ew. miód), zagotować (ja już nie gotuję, by nie tracić wartości odżywczych miodu, a poza tym nie lubię wrzących dań, szczególnie śniadań).

Ważne: Przepis zgodny z KPP, a gdy zrezygnujemy z dodatku rodzynek, użyjemy fruktozy i mleka odtłuszczonego przepis stanie się zgodny z MM. Przepis zmodyfikowany przez Patrycję, pochodzi z książki "Filozofia zdrowia" Anny Ciesielskiej. Jeśli chodzi o moje zmiany to dodałam kardamon, który jednak według Patrycji nie narusza gotowania według KPP. Poza tym zwykle przyprawy staram się dodać mniej więcej w tej ilości, ale odmierzam je na oko ;)

Źródło: Trufla Patrycji

Pomarańczowy krem z pieczonych buraków

Składniki:
7 szt. średnich buraków, dokładnie umytych, nieobranych
oliwa
250 ml. soku z buraków i jabłek
450 ml. soku z pomarańczy
sól i pieprz
woda

miękki serek kozi
kilka łyżek kremówki, ubitej

zmielone pistacje

Przygotowanie: Każdego buraka posmarowałam odrobiną oliwy i zawinęłam w folię aluminiową. Piekłam przez ok. 1 - 1 1/2 godziny (aż zmiękły) w 200 stopniach Celsjusza. Gdy lekko przestygły, obrałam je, pokroiłam na cząstki, wrzuciłam do garnka razem z sokiem z buraków i sokiem z pomarańczy. Zmiksowałam i podgrzałam by zupa była ciepła, ale nie gorąca. Doprawiłam do smaku solą i pieprzem. Podałam z serkiem kozim wymieszanym z ubitą kremówką, dla koloru posypałam zmielonymi pistacjami.

Ważne: Przepis powstał jako inspiracja połączenia smaków pomarańczy i buraków, którą widziałam w wielu miejscach, choć ostatecznym bodźcem była sałatka u Konsti. Krem z buraków w zupełnie innej wersji jednak jest w książce Amaro, z którego to zaczerpnęłam kleksa z koziego sera i ubitej śmietanki. Nie doprawiałam kremu żadnymi przyprawami poza solą i pieprzem, gdyż zależało mi na prostocie smaków i wyrazistości odczuwania użytych składników. Udało się :)

Królik duszony z suszonymi śliwkami

Składniki:
1 kg królika, w częściach (oryginalnie to powinien być 1 cały królik, podzielony na części)
200 g suszonych śliwek, dzień wcześniej zalanych 250 ml. ciepłej wody
200 ml. białego wytrawnego wina (ja użyłam wermutu)
100 ml. octu balsamicznego
3 ząbki czosnku, obrane
2 gałązki rozmarynu
5 plastrów suszonych pomidorów
sól i pieprz

Przygotowanie: Do dużego garnka/brytfanki, wlałam wermut, wodę w jakiej moczyły się śliwki, ocet. Wrzuciłam czosnek, rozmaryn i pomidory oraz kilka śliwek, resztę zostawiając na później. Dodałam kawałki kurczaka. Dodałam sól i pieprz, przykryłam garnek pokrywką, zostawiając małą szczelinę i włożyłam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni Celsjusza. Oryginalnie czas pieczenia to 75 minut, potem dodanie namoczonych śliwek i dopiekanie jeszcze przez 45 minut. Ale to stanowczo za dużo. Lepiej jest dodać śliwki po ok. 30-40 minutach i piec łącznie nie więcej niż 75 minut. W międzyczasie należy obracać mięso i polewać je sosem.
Podałam z tagliatelle, anyżkową konfiturą z czerwonej cebuli i sałatką z rukoli z prostym winegretem.

W oryginalnym przepisie jest jeszcze dodatek suszonego koncentratu mięsa wołowego. Ja z tego zrezygnowałam.

Źródło: Program na kuchnia.tv - Julie gotuje.

Smacznego.



Kuchnia Wielkanocna 2010


sobota, 6 lutego 2010

Kakałko i kuchenne talizmany.


Wstaję wczesnym rankiem, piania kogutów nie słyszę, za to mam koci koncert upominania się o atencję i pełną miseczkę. Jedną ręką sypię małe kuleczki do brązowej miseczki, drugą drapię po uszku moją małą kocią towarzyszkę, a dla siebie i Ukochanego obmyślam śniadanie. Muszę przyznać, że pierwszy posiłek dnia w moich wyobrażeniach zwykle jest prosty i szybki. Kanapka i kubek herbaty lub kawy, a potem spokojny czas na dobudzenie się.


Nie tym razem jednak. Już od samego rana słychać ubijanie piany, miksowanie żółtek z miodem i ricottą, brzdęk rondelka i syk otwieranej puszki z mlekiem kokosowym ... a po pół godzinie takich starań siadamy do stołu, przez żaluzje przebijają jasne promienie zimowego słońca, padając na talerz pełen malutkich placuszków i kubki pełne aromatycznego ... kakałka :-D

Skąd tym razem takie śniadanie? Otóż dwa tygodnie temu, podczas porannej prasówki z Babeczkami w Wysokich Obcasach wynalazłyśmy zdjęcie kubka parującego kakao. Powstała szybka myśl. Zróbmy sobie małe przypomnienie naszego zlotu. Za czas jakiś na śniadanie wypijmy kubek takiego kokosowego napoju. Powspominajmy w tym samym czasie nasze leniwe poranki, serowe placuszki smażone przez mojego Ukochanego, kanapeczki z pysznym pasztetem sojowym, jajkiem czy dżemem, a towarzyszem tych wspominek niech będzie ptaszek, którego każda z nas ma na miłą pamiątkę.


U mnie Szczęściarz, gdyż tak nazwałam swojego ptaszka, dołączył do grona moich kuchennych talizmanów ukrytych tu czy tam. Kuchcik, czyli kukiełka kucharza przywieziona dawno temu z Corfu wygrzewa się na kaloryferze. RAT'ek siedzi na pudełku z przepisami w mojej szafeczce z kuchennymi niezbędnikami, a teraz jeszcze Szczęściarz, czerwono-biały ptaszek z brązowym skrzydełkiem przycupnął na oknie, podpatrując co porabiam na dębowym blacie :-)

Siedzę nad kubkiem kakao, piszę te słowa z głową pełną ciepłych wspomnień, a Wam życzę miłego weekendu :-)


* RAT to po angielsku szczur, a do tego skrót od ratatouille, nazwy dania oraz filmu, dlatego tak nazywam moje pudełeczko z przepisami ozdobione motywami z tego filmu oraz maskotkę szczurka, który śpi w sypialni na parapecie :-D


Kakao kokosowe

Składniki:
100 ml wody
400 ml. mleka kokosowego
4 łyżki cukru (ja dałam miód do smaku, niecałe 2 łyżki)
4 łyżki kakao (u mnie gorzkie DecoMorreno)
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego lub 1 laska wanilii (u mnie chlust ekstraktu)

Przygotowanie: Do garnka wlałam wodę, mleko kokosowe i ekstrakt, wsypałam kakao i doprawiłam miodem. Podgrzałam. Podałam ciepłe z limonkowymi placuszkami z ricotty.

Źródło: Wysokie Obcasy z 23.01.2010 r., przepis Marty Gessler

Cytrusowe placuszki serowe

Składniki:
1 szklanka ricotty
1 szklanka mleka
3 żółtka + 3 białka
1/4 szklanki cukru (lub miodu odpowiednio mniej)
skórka z 1 cytryny/2 limonek/łyżka lemon curd/łyżka cytrusowej marmolady
1 1/2 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli

Przygotowanie: Ubić białka ze szczyptą soli na sztywną masę. Potem zmiksować ricottę, mleko, żółtka, cukier/miód, cytrusowy dodatek. Do tej masy przesiać mąkę z proszkiem do pieczenia i na koniec delikatnie wmieszać białka. Smażyć na oleju (ja wolę oliwę), nakładając placuszki łyżką.

Źródło: nie pamiętam, ale to w gruncie rzeczy wariacja na temat standardowych pancakes.

Smacznego.

piątek, 5 lutego 2010

Pierwsze, ale nie ostatnie.


Zlot zakończony, dom opustoszał, ale w Szczęściu dalej dwie kuchareczki urzędowały. Jedna Zupiara na odwyku, druga trochę obolała i chora Pani Szczęściarza (o nim już w sobotę ;D). Czas na lżejsze, prostsze danie, czas na odpoczynek dla podniebień i zmysłów, czas dla docenienia drobiazgów, czas dla odrobiny kociej zadumy ... jednym słowem przyszła pora na makaron.


Najpierw było spaghetti. Najprostsze z prostych, idealne po pełnych kulinarnych doznań ucztach. Pełnoziarnisty makaron dla zdrowia i dobrego trawienia, czosnek, by przeziębienia nie były nam straszne, oliwa by drogocennych tłuszczy i potrzebnych sił dodać. Jeszcze parmezan i natka dla smaku i koloru i oczywiście najważniejszy składnik dań food bloggerek - sesja foto. Potem można już się delektować, zajadać paluszkami wyciągane z talerza nitki makaronu, oblizywać palce, śmiać się i czerwone wino popijać ... eeee, nie czerwone to później było, tutaj była tylko woda.


Potem czas tagliatelle nastał. Paseczki jędrnego makaronu oblepione sosem śmietanowym, jaki do Dżordża jeszcze kilka dni wcześniej zajadaliśmy. A z tym sosem nic innego tylko właśnie ów smakowity kawaler się pojawił. Kawaler nie w całości rzecz jasna, jedynie jego doczesne resztki, pokrojone i doprawione, by trochę powspominać jeszcze tamten miły wieczór. Garstka natki na wierzch (czy już mówiłam Wam, że jestem fanatyczną miłośniczką natki, ku przerażeniu mojego Lubego? A tak! Mówiłam :D), kilka kadrów złapanych w biegu i widelce w dłoń.


I tak ostatni wieczór nastał. Czerwone Montepulciano d'Abruzzo, lekkie i przyjemne, w sam raz do wieczornych pogawędek nam pasowało. A na talerzyku po konsumpcji resztek Dżordża resztka makaroników, zachowana dla zdjęć zrobienia i ostatnia wyborna czekoladka od Basieńki. Tak słodko i wytrawnie nasze podniebienia zabawialiśmy. Jednak tego wieczoru to zdjęcia były naszym głównym zajęciem i powodem rozbawienia. Ustawianie jasności, bawienie się kolorami, trochę kontrastu tutaj, wzmocnienie cieni tam ... takie trafianie w ciemno wiele śmiechu wywoływało, a czy jakaś nauka z tego wyszła? ...

Tak. Pewnie chcielibyście bym powiedziała, że takie poprawianie zdjęć to pestka. Hmmmm, no cóż, moje przemyślenia są zgoła odmienne - wolę robić zdjęcia w południe na balkonie, a w wieczorem poszukać dobrego kursu fotograficznego :-D


Jak wiadomo, za mało światła jest tak samo złe dla zdjęć jak zbyt duża jego ilość. Cóż z tego, skoro ostatnie śniadanie trzeba było uwiecznić, za to balkon cały zasypany śniegiem, a słupek rtęci w termometrze spada do koszmarnych temperatur. Na talerzykach jajka na miękko, na desce paluszki z chleba z masłem, fleur de sel i nic więcej nie potrzeba. Najprościej jak tylko można. Miękki miąższ chleba posypany solą, zanurzany w płynnym żółtku to moje wyobrażenie o najwspanialszym śniadaniu. Taka mała perełka ... choć zdarza się rzadko*.


I tak skończył się Babiniec, nastało pożegnanie i tylko kicia jeszcze siedzi na parapecie i wzdycha tęsknie do podkarmiającej ją chipsami Poleczki. Stanowczo moja mała Kruszynka poczuła miętę do tej zwariowanej Babeczki. A ja? Ja mam wspaniałe wspomnienia, poznałam cudowne osóbki, przeżyłam niezwykły czas i wiem, że nie było to nasze ostatnie, a jedynie pierwsze spotkanie. Gdyż to co zjedliśmy może i już zniknęło z garnków i talerzy, ale to co przeżyliśmy zostanie w nas jako wspaniała przygoda.


Spaghetti aglio e olio e ... pietruszka

Makaron spaghetti (pełnoziarnisty) ugotował się w osolonym wrzątku przez minutę-dwie mniej niż powiedziano na opakowaniu. Potem do odcedzonego makaronu z zostawioną łyżką czy dwoma wody z gotowania wlano oliwy (dajcie najlepszą jaką macie), drobniutko posiekanego czosnku (u nas ząbek na osobę i jeszcze jeden na całość ... ale nam wciąż było mało :D) i garść parmezanu. Jeszcze sól i pieprz do smaku, a na talerzach już pietruszka dla koloru oraz zdrowia. I można pałaszować, byle nie zapomnieć o sesji zdjęciowej :-)

Tagliatelle z resztkami Dżordża

Tagliatelle ugotowano w osolonym wrzątku, podobnie jak spaghetti przez minutę-dwie krócej niż każą na opakowaniu. W osobnym garnku pokrojone drobno resztki Dżordża wraz z ząbkiem czosnku i szalotką się podgrzały, by po chwili połączyć się z pozostałościami wspaniałego sosu jaki do tego kawalera podano do stołu i jeszcze łyżka czy dwie śmietany. Na talerzach garstka natki, kilka pospiesznie złapanych kadrów i voila :-)

* Jajko na miękko

Jajko dobrze jest nakłuć szpilką od obłej strony przed ugotowaniem (i oczywiście umyć wcześniej). Wkładamy je do zimnej wody i gotujemy na średnim ogniu do czasu zawrzenia. Po tym czasie odmierzamy 60 sekund (jeśli chcemy mieć białko średnio ścięte) lub dodatkowo 30 sekund (białko ścięte, ale żółtko płynne). Czas ten zależy też od wielkości jajek. Ten pasuje do średnich jajek, ale mi i tak raz wychodzi raz nie - taka magia :-D

Źródło: M. Roux "Jajka"

Smacznego.

niedziela, 16 sierpnia 2009

Niedzielny poranek ...


Niedzielny poranek ... leniwy czas pełen szczęścia, uśmiechów i radości ... śniadanie zrobione przez Niego ...


... po prostu jajecznica? Nie, to jajecznica pełna energii, bogata w składniki ... boczek, szalotki, szczypiorek w akompaniamencie koziego serka na pełnoziarnistych kanapeczkach ... potem już tylko kawa i można zaczynać dzień pełen szczęścia. Dziękuję Kochanie :*

Smacznego i miłej niedzieli :-)

niedziela, 4 stycznia 2009

Idealne śniadanie i kapryśne bułeczki.


Idealne śniadanie ... wstajemy nie za wcześnie nie za późno, leniwie siadamy przy stole kuchennym z kubkami kawy i herbaty, a w piecu pieką się jajka w kokilkach, podpatrzone już kiedyś w księgarni u M. Rouxa w jego "Jajkach", a ostatnio dostrzeżone u Mico. W zgrabnych kokilkach ukryte pod pierzynką serowo-śmietanową, leży jajeczko, którego płynne żółtko jest jak płynne złoto na sztabkach tego kruszcu, jakimi jawi się nam podsmażona w kosteczkę szynka.

Jednak to nie wystarczy by mieć doskonałe śniadanie. Koniecznym i elementarnym składnikiem są oczywiście ... bułeczki. Pszenne, lekkie i delikatnie ciepłe, podgrzane przez chwilę w piekarniku wraz z kokilkami. Te bułeczki, niestety mimo zapewnień ich autorki Liski, są zawsze trudnym dla mnie wypiekiem. Ciasto zwykle jest bardzo lepiące i przyznam się, że wychodzą mi średnio jeden raz na trzy podejścia, ale z niezachwianą miłością próbuję je piec, bo to właśnie ten przepis przekonał mnie do pieczenia własnego pieczywa oraz ... pisania tego bloga. Dlatego za te cudowne, choć kapryśne bułeczki dziękuję Lisce.

Bułeczki pszenne

Składniki:
1 małe jajko
200 ml. zimnego mleka
8 g świeżych drożdży
2 łyżeczki cukru
50 g zimnego masła, pokrojonego w kostkę
340 g białej mąki pszennej (ja zwykle daję typ 650)
1 łyżeczka soli (oryginalnie 7 g)

mleko do posmarowania
mak/sezam do posypania

Przygotowanie: Mąkę i sól ucieram z masłem ręką. Drożdże rozkruszam, posypuję cukrem i zalewam 4 łyżkami mleka. W misce z mąką łączę rozpuszczone drożdże i powoli wlewam mleko, a na końcu lekko rozbełtane jajko. Wyrabiam rękami aż będzie możliwie gładkie, choć u mnie zwykle ciasto i tak jest dosyć lepkie i czasem niestety pozostaje strasznie lepką paciają.
Odstawiam do wyrośnięcia na 1 1/2 do 2 godzin, przykryte ściereczką aż podwoi objętość. Dzielę ciasto na 8-10 bułeczek i układam na blasze wyłożonej pergaminem w przynajmniej pięciocentymetrowych odstępach. Zostawiam posmarowane mlekiem i posypane posypką do wyrośnięcia na ok. 20 minut (przykryte ściereczką). Piekę w piekarniku nagrzanym do 230 stopni Celsiusa przez 5 minut, a potem zmniejszam temperaturę do 200 stopni Celsiusa i piekę jeszcze 5-10 minut.

A tutaj możecie zobaczyć te bułeczki w innych odsłonach w mojej kuchni - po raz pierwszy, po raz drugi i kolejny.


Jajka w kokilkach

Składniki:
oliwa i masło
2 grube plastry szynki, pokrojone w kostkę

4 świeże jajka
kozi serek
4-5 łyżek śmietany
1 łyżka parmezanu
tymianek i zioła prowansalskie
pieprz

Przygotowanie: Na oliwie podsmażyłam pokrojoną w kostkę szynkę. W nasmarowanych masłem kokilkach ułożyłam szynkę, serek, delikatnie wbiłam jajko, możliwie tak, aby żółtko było na środku. Śmietanę doprawiłam przyprawami i parmezanem i delikatnie wlałam wokół jajka. Zapiekałam w kąpieli wodnej przez 10-12 minut w piekarniku nagrzanym do 200 stopni Celsiusa. Czas pieczenia może być różny w zależności od piekarnika, wielkości jajek, grubości kokilek.

Smacznego.

sobota, 1 listopada 2008

Liptauer - małopolski serek



To moja pierwsza propozycja z okazji akcji "Gotujemy po polsku!". Chociaż tę przystawkę zrobiłam już jakiś czas temu, wciąż nie miałam okazji do zamieszczenia notki na blogu. Pastę tą podałam z blinami i krakersami, ale jeszcze przez kilka następnych dni zajadaliśmy się nią rozsmarowując ją na chlebku.

Przepis zaczerpnęłam z programu Agnieszki Kręglickiej "Para w kuchni 2". Różni się on od innych, które znalazłam (np. z "Nowej Kuchni Polskiej. Spotkanie Małopolskie" dodatek do Gazety Wyborczej) między innymi dodatkiem masła zamiast śmietany i większą liczbą dodatków. Zmiany takie są jednak dopuszczalne w ramach tradycyjnego przepisu. Czy jednak jest coś takiego jak tylko jeden prawdziwy przepis? ... Nie! i dlatego gotowanie jest takie zabawne.

Liptauer

Składniki:

200 g bryndzy
200g miękkiego twarogu
200 g miękkiego masła (ja dodałam 100 g)
2 białe cebule, pokrojone w kosteczkę
8 posiekanych anchois
2 łyżki kaparów (małe lub posiekane)
1 łyżeczka słodkiej papryki
1 łyżeczka mielonego kminku
posiekany szczypiorek

Przygotowanie: Utarłam sery z masłem, dodałam przyprawy i pozostałe dodatki. Pasta powinna być ostra. Doskonała do chleba i rzodkiewek. Smaczna również do blinów i krakersów, a nawet frytek czy pieczonych ziemniaków.

Smacznego.

Gotujemy po polsku - 24.10. - 09.11.2008r.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...